To
w linku pisałam na przełomie 2014 / 2015 - w styczniu 2015
Baryłeczka pojechała do domu. Wydawałoby się - prawie
idealnego….
Ale
nie żyła tam długo i szczęśliwie - bo urodziło się czwarte
dziecko.
W
sumie nie wiem, czemu wróciła - coś usłyszałam, że dziecko
drapnęła, że wskoczyła na łóżeczko czy wózeczek. Pazurki
nieobcinane, mogła drapnąć niechcący - obcięłam je zaraz po
powrocie koteczki. Próbowałam rozmawiać, ustalić przyczyny,
dowiedzieć się czegoś więcej o tej agresji - nie udało mi się.
Wróciła 20 kwietnia 2017, bez słowa ze strony opiekuna, bez
książeczki zdrowia… Ot, zwykła paczka….
Przerażona
i pewnie wściekła pierwszy tydzień spędza wciśnięta w kat w
łazience, trzeba uważać - nie daje się dotknąć, trzeba
ostrożnie stawiać miseczki - wali łapkami. Nie można nawet
próbować pogadać z nią - boi się i strasznie krzyczy. Na
szczęście pod dwóch dniach głodówki zaczyna trochę jeść.
Mniej więcej po tygodniu wychodzi na chwileczkę - żeby biegiem wrócić
w bezpieczne miejsce. Ale już daje się pogłaskać,
wziąć na chwilę na ręce. Ciągle na krótko i niepewnie. 30
kwietnia przeprowadza się do szafy, zaczyna korzystać ze wspólnych
misek i kuwetek - ciągle ostrożnie, sycząc i warcząc na resztę
kotów.
Znów
- trzeba szybko znaleźć dom - źle jej w stadzie…
Telefon
o rudaska - dla mamy, po śmierci rudaska staruszka. Zrozumiałam,
że dla starszej pani, wysłałam rudzielca podrzutka z Kreciej i
Baryłeczkę - sama w domu będzie przemiła i spokojna. Pani
wzruszyła się historią kotów, chciałaby poznać oba.
Umawiamy
się w lecznicy, bo oba kończą antybiotyk, pani zgadza się w razie
czego doleczyć.
Starsza
pani…. Taka „starsza”, że wzięłam ją za żonę zięcia,
który z nią przyjechał. Cóż, gafy to ostatnio moja
specjalność...
Państwo
prawie nie spojrzeli na rudego - Baryłeczka spodobała się
bardziej. Trochę byli zaskoczeni gabarytami koteczki. W poczekalni
zachowywała się jako tako, w gabinecie dała pokaz charakteru -
pan, chcąc ją uspokoić niebacznie wyciągnął rękę - lekarka
tamowała krwawienie, opatrywała rany….
A
potem upchaliśmy Baryłeczkę w malutki kontenerek - pocieszając
się, że w razie czego będzie persowata. I pojechała….
[
19.34
- Buffcia
się ośmieliła i zwiedza mieszkanie.
19.48
- Już
nas zaakceptowała, bo się ocierała o nas i pozwoliła się
głaskać.
22.17
- Na
razie jest na łóżku córki, położyła się obok niej.
A
rudasek?
Przyjechał
pan szukający dla żony białej młodej koteczki, nie mógł
znaleźć, więc chciał obejrzeć kotka z dużą ilością białego
- tego łaciatka z Drewnowskiej, , który odmówił wyjścia z
kontenerka. Bo koniecznie dużo białego kot musi mieć. Obejrzał,
pogłaskał - i spojrzał na rudego podrzutka z Kreciej.
I
trochę go zatkało z wrażenia.
I
rudasek zapakowany w kontener z kokardą - pojechał na prezent dla
żony.
Żonie
też się spodobał.
[
Tak
na wszelki wypadek - trzymajcie kciuki za oba koty i domki.
Osłabia mnie że ludzie wybierają kota po kolorze...
OdpowiedzUsuńMnie osłabiają ludzie, którzy potrafią tylko hejtować w internecie, a sami nigdy nie zrobili nic dla żadnej fundacji czy schroniska :) Kociaki znalazły kochające domy - dwa happy endy, a polska natura jak zawsze każe narzekać ;)
UsuńJa wiem co zrobiłem dla kotów. Nie muszę się tym chwalić w internecie.
UsuńWiesz, kota wybierasz na lata - jeśli adoptujesz lub kupujesz, masz prawo wybrać tego wymarzonego, no chyba że ściągasz potrzebującego z ulicy…
OdpowiedzUsuńZresztą - pani chciała rudego, a wzruszył ja los innej kotki, też przypadkowo pięknej. Pan szukał białego - zachwycił go rudy .
W obu przypadkach jednak trochę zadziałało serce
Barts, to nie do końca chodzi o chwalenie się - może bardziej o uświadomienie problemu, edukację, smrodek dydaktyczny, pokazanie, że można coś zrobić, że kociarze to nie tylko starsze zahukane osoby przemykające gdzieś pod murem, ukradkiem… Pokazanie, że zdrowe koty to piękne stworki - jak mój Mały John - muszę o nim napisać..
OdpowiedzUsuńPamiętam z dzieciństwa taką scenę filmową - koty w Coloseum, karmicielka - elegancka sylwetka w ołówkowej spódnicy, ręka z bransoletką, szpilki - z potężna michą? wiaderkiem? U nas też są tacy karmiciele, lekarze, profesorowie - i bardzo mnie to cieszy
Warto, byśmy nie tyko my - kociarze - o tym wiedzieli.
Wiesz, co zrobiłeś dla kotów - nie musisz się chwalić, rozumiem. Ale może opiszesz? Wyślesz nam na iktotumruczy@gmail.com?
Chętnie opublikujemy - miło wiedzieć, że jest nas sporo.