2017.03.10
Różne
rzeczy mi się marzą. Między innymi pisanie zakończeń -
najlepiej szczęśliwych - różnych kocich historii. Na
przeszkodzie stoi brak czasu, no i czasem emocje - nie chcę wracać
do tych złych….
Esterki
nie udało się uratować - właściwie nie wiem, czemu odeszła.
Może wiek, bardziej może ogólne wyniszczenie organizmu, może
jakiś nowotwór? W każdym razie po pierwszym okresie poprawy
stanęło w miejscu, a potem zaczęło się pogorszenie.
Kamienie
strzykawką, kroplówki podskórne - bo żyłki pękały, nie
dawało się założyć wenflonu… Przegrałyśmy 2016.12.04… Jej
ostatnie zdjęcia są z października, kiedy wyglądało na to, że
jej się polepsza, kiedy przesiadywała razem z drugą szylkretką -
Kalinką - na kanapie.
A
Kalinka - jadła. Utyła, futerko wyładniało.. Bała się kotów
- warczała na nie, starał się ich unikać, ale przy misce była
pierwsza i nie dawała się odgonić. Spała przytulona do mnie, na
brzeżku łóżka, przesiadywała z buzią wciśniętą w kąt w
takiej pozycji jakby coś bolało - i w końcu mogło boleć,
chodziła niezgrabnie stawiając nóżki.
Nie
pisałam o tym wcześniej, bo nie wiedziałam - zabrano ją z domu,
w którym kotami rzucano o ściany… Przez pierwszy okres pobytu u
mnie rozpaczliwie płakała brana na ręce - myślała, że z bólu
- a to ze strachu…
W
połowie stycznie wyglądała już zupełnie ładnie, już było
jasne, że potrzebny jej dom bez kotów - bez wielkiej nadziei
zrobiłam ogłoszenia.
Odezwał
się ktoś zainteresowany - ale prosił o badania. Rtg, usg, krew,
mocz, testy. Zrobiłam - zwyrodnienia kręgosłupa, zwyrodnienia
stawów biodrowych - nie wiadomo, czy pourazowe, ale są. Mocz -
w normie, ale na usg w nereczkach iskierki - drobinki piasku, w
pęcherzu po poruszeniu - mgiełka osadu. Krew w normie, ale FIV -
plus. Wysłałam wyniki, ale straciłam nadzieję na TEN dom. Wiem,
że FIV + niewiele znaczy, kot może być bezobjawowym nosicielem do
końca życia. Wiem, że ten test często wychodzi fałszywie
dodatni, że trzeba go powtórzyć po kilkunastu dniach. Zakaźne
też jest bardzo umiarkowanie, ale to jednak jakiś stygmat. No
trudno, zostanie u mnie - kolejny nie adopcyjny….
I
pewnie dlatego prawie popłakałam się, kiedy po kilku dniach
zadzwonił telefon - wyniki skonsultowano z zaprzyjaźnionym
lekarzem weterynarii, trzeba tylko ustalić termin i warunki - i
Kalinka pojedzie!
Dal
własnego spokoju i ciekawości po tygodniu ponowiłam testy - oba
ujemne.
No
i 10 lutego 2017 Kalina pojechała do własnego domu.
A
potem:
2017.02.16
- „Kalina świetnie się u nas zaaklimatyzowała. Jest
grzeczna, je, korzysta z kuwety i drapaka. Sporo śpi, ale jest
bardziej ruchliwa niż zakładaliśmy. Trochę nawet lata za piłeczką
i potrafi wskoczyć na blat.
Wskakuje
na blat z podłogi. Nie ma niczego po drodze, co mogłaby
wykorzystać. Robi to po kryjomu, jak nie patrzymy. Ale zostawia
ślady łapek na płycie.
Próbuje
nam podjadać z talerzy, ale nie natarczywie.”
2017.02.22
- „Kalina
bryka coraz bardziej. Lata za wędką, bawi się piłkami. Jak kociak
jakiś. I często się uśmiecha, jak na jednym z załączonych
zdjęć:)”
I
czegóż trzeba więcej?
Tylko
szkoda, że Esterce się nie udało…..
Kalinke jeszcze pamiętacie?
OdpowiedzUsuńBo maila dostałam:
„Pani Aniu, oprócz sukcesów "medycznych" jakimi są wyleczone uszy Kalinki i brak kryształów w pęcherzu mamy dla nas najprzyjemniejszy - Kalinka przed wczoraj pierwszy raz zasnęła Gosi na kolanach. Zdarzało jej się wcześniej nieśmiało wchodzić albo usiąść, ale na chwilę, a tu taka niespodzianka jest po serii zastrzyków na kręgosłup, coraz ładniej chodzi i więcej biega, bardzo lubi towarzystwo ludzi nawet tych których widzi pierwszy raz, kotów trochę mniej miała w święta odwiedziny koleżanki, ale się nie zakolegowały. Pozdrawiamy.
Gosia i Paweł”
https://images82.fotosik.pl/536/4d042e9d17ee3087med.jpg
Moja Kalinka kochana :) Najlepsza adopcja :)
OdpowiedzUsuńUwielbiamy ją. Bardzo żałujemy, że nie mamy jej od zawsze, może wtedy byłaby zdrowsza, może mniej bojaźliwa... i tak przez te cztery miesiące zrobiła ogromne postępy, jest cudna.
OdpowiedzUsuń