No to teraz obiecana historia Bułeczki:
Dawno, dawno temu żyła sobie śliczna bura kotka. Miała swój własny domek, do którego trafiła jako maleńka koteczka. Kochała swoją dużą, duża kochała ją i ciągle głaskała, przemawiając czule, a kotka odpowiadała piskliwym miauczeniem. Były bardzo szczęśliwe przez kilka lat. Ale coś się stało, może Duża zmarła, może zachorowała... W każdym razie kotka straciła swój bezpieczny dom i znalazła się na ulicy. Wypieszczona jedynaczka musiała nauczyć się walczyć o ochłapy ze śmietnika, bronić
się przed innymi kotami, uciekać przed niebezpieczeństwem. Taką kotkę w 2011 r. znalazła Jola Dworcowa i - oczywiście - zabrała do domu. Okazało się, że Piszczałeczka - nazwana tak przez Jolę z powodu specyficznego głosu - wściekle rzuca się na inne koty. W zakoconym do maksimum domu Joli Piszczałka zajęła łazienkę. Na szczęscie szybko znaleźli się chętni do adoptowania kotki. Starsze małżeństwo, pan wprawdzie po wylewie, ale pani jeszcze sprawna. Przyjęli kotkę do domu i pokochali. Niestety, wkrótce pan miał kolejny wylew i zmarł, a po niedługim czasie podążyła za nim żona. Przy adopcji państwo zapewniali, że "jakby co" kotką zajmą się krewni, ale w praktyce okazało się, że kotka piszczaca po swojemu to straszny kłopot... Wkrótce Piszczałka została odwieziona do schroniska.
Było to w 2013 r. Na pewno Piszczałka była bardzo nieszczęśliwa w otoczeniu tylu kotów, musiała cały czas przebywać w klatce. Jednak po 3 miesiącach miziastą burasię wypatrzyła pani, której głos Piszczałki nie przeszkadzał - była głuchoniema. Nowa opiekunka nazwała Piszczałkę-Lalunia (w schronisku wolontariuszki nadały kici imię Susi). Wydawało się, że kotka będzie wreszcie miała spokojny dom. Kiedy młoda opiekunka musiała na krótko wyjechać, powierzyła opiekę nad kotką swojej również głuchoniemej koleżance. Piszczałka-Lalunia znalazła się znowu w nowym domu, wśród obcych zapachów, w dodatku z osobą, która nie znała kocich potrzeb i zwyczajów. Może kotka chciała wrócić do siebie? Może po prostu zainteresowało ją coś za progiem nieostrożnie otwartych drzwi? W kazdym razie Piszczałka-Lalunia uciekła. Oczywiście nie trafiła do swego domu. Znów zaczęła się poniewierka, głód, zimno. Koleżanka próbowała szukać Laluni, ale nie bardzo potrafiła sobie poradzić, nawet nie postarała się o wydrukowanie ogłoszeń albo umieszczenie zawiadomienia o zaginięciu na stronie schroniska. Tymczasem Lalunia koczowała przed piekarnią, gdzie czasem ktoś rzucał jej coś do zjedzenia. I tam znowu znalazła ją... któżby, jeśli nie Jola Dworcowa?! Rzecz jasna nie rozpoznała Piszczałeczki, ale zabrała kotkę do swego przekoconego mieszkania i znów przekonała się, że nowa - ze względu na miejsce znalezienia nazwana Bułeczką - nie toleruje innych kotów. Jola trzymała kotkę w łazience, trochę w klatce pobytowej, a my zaczęłysmy Bułeczkę intensywnie ogłaszać. Któreś z tych ogłoszeń wypatrzyła w internecie mama opiekunki Laluni i zawiadomiła córkę. Z rozmowy z matką Jola dowiedziała się, że Lalunia-Bułeczka została adoptowana ze schroniska, a ponieważ już wcześniej wygląd, głos i zachowanie kotki przypominały jej Piszczałkę, zadzwoniła pod numer z umowy adopcyjnej tej kotki i dowiedzała się o oddaniu do schroniska w tym samym roku, kiedy przyjęto do schroniska Suzi, wyadoptowaną później przez głuchoniemą dziewczyną i nazwaną "Lalunią". Wszystko wskazuje na to, że historia Piszczałki-Susi-Laluni-Bułeczki przebiegała właśnie w ten sposób. Opiekunka Laluni szybko zjawiła sie u Joli i odebrała kotkę, a stado jolkowych kotów odetchnęlo z ulgą.
Możemy tylko mieć nadzieję, że limit przygód w kocim życiu Piszczałka-Lalunia-Bułeczka już wyczerpała i dalej jej historia będzie nudnym żywotem kota-kanapowca, dla którego największą atrakcją będzie wpadnięcia do mieszkania wielkiej muchy, którą koniecznie trzeba upolować. Bądź szczęśliwa, koteczko!
Takie ogłoszenie wpisałam kilka dni temu:
Bułeczka - supermiziasta burasia, ok. 6-letnia, najchętniej nie schodziłaby z ludzkich kolan. Bułeczkę znalazła Jola Dworcowa koło piekarni (stąd imię kotki) i zabrała tulącą się do człowieka, ale bardzo zabiedzoną kotkę do weterynarza. Okazało się, ze kotka była już wysterylizowana, więc po odpchleniu i odrobaczeniu trafiła do Joli domu. Domu - jak chyba wsyscy wiedzą - pełnego kotów. Niestety, Bułeczka kotów nie toleruje, wsciekle wyje gdy któryś chce tylko przejść w jej pobliżu. Jola musiała umieścić Bułeczkę w klatce pobytowej. Kotka się stresuje, kocie stado też się denerwuje. Dlatego bardzo pilnie szukamy dla Bułeczki domu bez kotów! Bułeczka byłaby idealnym kotem dla starszej osoby, która miałaby dużo czasu do tulenia i głaskania.
Piszę o Bułeczce w watku kotów Joli Dworcowej:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=147075
I w wydarzeniu kotów Joli na fb:
https://www.facebook.com/events/1519923768224870/?context=create&source=49
Załozyłam jej też oddzielny wątek na miau:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=165140&p=10798941#p10798941
To Bułeczka:
To Bułeczka:
A tak wygladała Piszczałka:
Ile może wydarzyć się w żuciu jednej kotki podobnie jak w życiu człowieka a ile potrzeba samozaparcia aby pokusić się o przekazywanie historii jednego kota który dzięki opisom trafił w końcu tam gdzie powinien być.Dziękujemy.
OdpowiedzUsuń