wtorek, 7 października 2014

Potrącony Wiewiór

napisała ansk
Gdybym wyszła z pracy nieco później… albo nieco wcześniej…. Gdyby samochód stał na pracowym parkingu i wyjeżdżając skręcałabym w ledwo do Wycieczkowej…

Niestety spóźniłam się, na parkingu nie było już miejsc, stanęłam dziobem w kierunku niewłaściwym, nie zawracając - spieszyłam się podpisać listę.


No i wsiadając do samochodu zauważyłam przy bocznej uliczce (Wiewiórka chyba) dziewczynę, stała i patrzyła w dół, pod swoje stopy. Spojrzałam, coś leżało - może kot? Dziewczyna ukucnęła, chyba go pogłaskała? Karmi kota? Może. Nie powiem, że coś mnie tknęło, bo nie. Po 8 godzinach myślenia słabo kojarzę. Ale podjechałam te parędziesiąt metrów - wysiadłam -

On chyba umiera - powiedziała dziewczyna

Miałam w samochodzie jakiś koszyk, wysypałam zawartość, ułożyłyśmy, niech pani wsiada, krzyknęłam, niech go pani trzyma.

Kot, początkowo był chyba mało przytomny, spokojnie leżał na dnie koszyka, niech go pani głaszcze po głowie, niech go pani uspakaja - gadała, sama mocno zdenerwowana. Dziewczyna chyba płakała, nie wiem, pchałam się przez korki, te cholerne roboty drogowe, poblokowane ulice.. Do Sowy - na pewno potrzebny rtg, na pewno kilka dni w szpitaliku.

Kot chyba oprzytomniał, podniósł głowę, położył ją na brzegu koszyka - pyszczek cały zakrwawiony, nie zamykał go, dyszał ciężko, chyba popłakiwał. Dziewczyna trzymała go delikatnie za kark, ze stresu chyba zrobił kupę nie wiem gdzie… potem nasikał do koszyka, a my wspólnie wygrzebałyśmy z torebek jedną chusteczkę

Stoimy w korku, może bliżej na Lewą do lecznicy, Dzwonimy, nie wiemy, czy mają tam rtg, nikt nie odbiera, dzwonie do Sowy, że kot powypadkowy, żeby nas od razu wpuścili, jak zaczniemy się dobijać. Właściwie z korka wyjechałyśmy, do Sowy już niedaleko. Kot zaczyna się wiercić w koszyku, dziewczyna nie bardzo wie, jak go utrzymać - nie miała do czynienia z kotami. Trzyma z cały sił, ale kot wyłazi, wiesza się na suficie (ratunku, mój świeżo kupiony śliczny autek - nie mylić z nowym). W rezultacie ostatnie skrzyżowania prowadzę jedną ręką, drugą ściskam kota za kark, wyrywa się, prawie szaleje, do lecznicy niosą osobno kota, osobno koszyk




No.

Na razie kot na kroplówce i poduszce elektrycznej, miał 36stopni, po lekach antywstrząsowych i przeciwkrwotocznych.

Badanie i diagnoza - późnym wieczorem pewnie, jak się ustabilizuje.



Na razie wiadomo tyle, że jeśli to „tylko” strzaskana żuchwa do zdrutowania - to kot miał wielki szczęście.



Zrobiłam mu kilka zdjęć - przepraszam za jakość, ale nie umiem takich zdjęć robić, nie chcę robić zdjęć cierpiących zwierząt…



I wiadomo - potrzebna pomoc - finansowa, kilka zdjęć rtg, pewnie operacja. Kilkanaście dni w szpitaliku….,

Najlepiej na konto FFA Łódź - z dopiskiem Wiewiór

71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
ciąg dalszy - 8.09.2014
przesyłam rtg czaszki.
Byłam dziś w lecznicy, płynny convalescence zjadł, potem główka wpadła mu w miseczkę i właściwie cały czas tak leży. Nie na boczku, a opierając się noskiem.  Pochylony nad miseczką chwieje się  -  pewnie ciągle coś nie tak w potłuczonej główce.  Ma bardzo spuchnięty nosek, obszar między oczami i czółko.
Przyjrzałam się mu dokładniej  -  raczej tłuściutki, futerko ładne. Tylko nikt go nie szuka.....
Zrobiłam zdjęcia, ale wygląda tak, jak na poprzednich  -  tyle, że zmyto mu krew z buzi.
Czekamy.... 

cd:

Kot jest na razie u starszej Pani  -  tylko na kilka dni. Ma ciągle podawane leki, je tylko mokre, kuleje, nie porusza się swobodnie  -  wypuszczony z kontenera pokuśtykał pod łóżko.... 
Może mieć problemy z wypróżnianiem  -  bo wszystko pewnie boli  -  dostał laktulozę.
Na nosku między oczami ma wyraźną wielka gulę  -  spuchnięte.
Wypada mu trzecia powieka..
Pewnie jednak wypadek był poważniejszy, niż przypuszczaliśmy  -  bo wyraźnie obolały jest cały kotek, nie tylko główka.
Łagodny jest bardzo.
I piękny  -  pręgi układają się mu w wyrażny marmurkowy wzór.

Bardzo pilnie szukamy mu domu stałego....

Mam fakturę z lecznicy  -  345zł, skan załączam, skany wypisów też. 

Jeszcze wizyta kontrolna, jeszcze kastracja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz