niedziela, 19 października 2014

Mamrotkowy apetyt.

.

Buntuje się. Nie, nie ja.  Opiekunka mamrocze pod nosem, że jedzeniowym kocim tyranom nie ulegnie, że są chyba granice grymaszenia. My tam z Dusią wcale się nie przejmujemy takim cichym gadaniem. Niech tam sobie szemrze pod nosem . Dusia dwa razy języczek umoczy w jedzonku i już ludzka postać w obłokach przebywa. Ja zjem po zmiksowaniu coś  co bez tej czynności jest niejadalne i uzyskuję ten sam efekt- euforyczny zachwyt Halinki. A jak wieczorkiem zamarzy mi się plasterek drobiowej szyneczki podany w maleńkich kawałeczkach do buzi to sny pańciostwo mają jak marzenie. 

Dusia opowiadała mi, że już konsylium było zwołane w sprawie jej apetytu. Sześciu lekarzy ją badało i wnikliwie oceniało  wyniki badań. Po ustaleniu, że kotka zdrowa i wcale nie chuda,   pańci pozostało jedynie przeświadczenie, że fatum jakieś ich prześladuje i zsyła im koty bez apetytu. Nasz poprzednik Bazylijanek życzył sobie karmienia i wtedy gdy jadł obiadek lub kolację nikt po mieszkaniu nie mogł się poruszać. Przestawał jeść i już. Nawet goście mieli zakaz, a gdyby kogoś wzywała łazienka to niestety musiał powstrzymać czynność fizjologiczną i naturalną. Kot konsumuje i to jest najważniejsze. Potrafił obudzić kogo się da, aby schrupać w towarzystwie parę groszków karmy. 
Tak, tak - stwierdza nasza karmicielka. Ja już myślałam, że gorzej jedzącego kota od Bazylijanka nie było i nie będzie na całym świecie, ale wasza dwójka pobiła jego rekord. 
Tamten chociaż wierzch biszkoptu zgryzł, osławionego tuńczyka z pewnego sklepu ze smakiem pojadał lub coś tam z obiadu polizał. A was to niczym skusić nie można. No, czemu po domowstąpieniu każde z was jadło jak szalone. No, czemu? Ja chyba przestanę kupować sto rodzajów suchej karmy i puszeczki jedynie ze smakiem, który tolerujecie. Nie jecie to nie. Nie będę zmieniała brykiecików na serduszka, a serduszka na kółeczka z dziurką lub bez. 
Co ty nie powiesz. Nie będziesz zmieniać, może jeszcze nic nie nasypiesz na talerzyk. Wolna wola. My wytrzymamy, ale ty. Nie wierzymy. Doszliśmy z Dusią do wniosku, że nasi opiekunowie biorąc nas do domu poczuli się za nas odpowiedzialni przed Bogiem i historią. I przed panią Łucją, która gdyby się dowiedziała o głodzeniu wybitnych przedstawicieli kociego rodu to ho, ho , by się działo. Już dzisiaj będzie siedzieć w sieci i po sklepach sprawdzać czy są jakieś nowości, które może nasze podniebienia zachwycą. Na blachę ma wykute, że nie może to być nic z ryb, nic w galarecie. Pasztety mięsne i żadne tam suflety jajeczne. Kupiła sześć puszeczek tego specjału zachwycona odmiennością składników i co? Trzy wyrzucone, trzy czekają na rozdanie. Wyznam, że jesteśmy charytatywne koty, dobroczyńcy skromnie powiem. Jak my nie jemy to dostają jedzonko inne koty. 
Najgorsze, że od czasu do czasu zmusza nas do picia soku z buraków. Uff, gorszego smaku nie znam. Dostajemy świństwo jak pojawią się kłopociki wiadomej natury. W brzuszku pełno, a w kuwecie mało. Zobaczcie jak to wygląda na zdjęciu. Jak film grozy. 
A psy to zlizują z nas. 

1 komentarz:

  1. Oj, Mamrotku!! Oj, Dusiu!!! Jak nie będziecie jedli, to wymyślą krew Wam badać, nerkowe paramety, jakieś wątroby, trzustki!! Pokłują, a potem na dietę wsadzą, albo jeszcze gorzej, na kroplówki!! Może lepiej jedzcie....
    Buziaczki dla Całej Rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń