piątek, 11 października 2024

Szukać - i znaleźć

 


Koty giną. Przeważnie przez nieuwagę czy brak wyobraźni właścicieli - niezabezpieczone czy źle zabezpieczone okno czy balkon, źle zamknięty kontenerek, źle zapięte szeleczki na spacerze. Szczerze mówiąc nie jestem zwolenniczką kocich spacerów - kiedyś o pomoc prosiła pani, która woziła kota do uczęszczanego lasku miejskiego na spacery nawet bez szeleczek, kot uciekł spłoszony przez psy.

Na wychodzące czyha wiele niebezpieczeństw - ale jakoś rozumiem, że mieszkając w domu na wsi czy na obrzeżach miasta niektórym trudno pogodzić się z myślą o „trzymaniu kota w więzieniu”. Przeważnie do pierwszego zaginionego…

Koty giną, są szukane. I odnajdywane. Jaki procent? Nie wiem. Bo że zginął - wiem z ogłoszeń głównie na FB. Ile jest zaginionych, których na FB nie mają ogłoszeń? Nie wiem. Ile się odnajduje? Też nie wiem, bo nie zawsze taka informacja po odnalezieniu się pojawia. Nie pojawia się też opis odnalezienia - a szkoda, bo dzięki temu możnaby zdobyć sporo wskazówek do poszukiwań.

W ostatnim tygodniu w pewnym stopniu uczestniczyłam w poszukiwaniu dwóch kotek. Opiszę.

W sobotę 2024.10.05 wiadomość na Messengerze:


Kotka wymknęła się przez drzwi przy jakimś zamieszaniu.

Państwo przyjechali, zastawu nie wzięłam - tych klatek już nikt nie produkuje, ostatnia oferta od producenta to 600zł przy zamówieniu 100szt, więc pozostaje zaufanie do ludzi, że oddadzą, nie zgubią itp. Bo jak zastaw wezmę - to na nic mi on, kota nim nie złapię.

W niedzielę klatkę oddali, nie przydała się - ale kotkę znaleźli.

Znaleźli dlatego, że szukali - to był akurat ten chłodniejszy weekend.

Chodzili i rozglądali się, gdzie kotka i gdzie postawić dla niej klatkę, rozmawiali - i w pewnym momencie usłyszeli głośny krzyk - zza paczkomatu. Kicia musiała się tam ukryć, szarpać, utknęła w wąskiej szczelinie łapkami do góry, nie mogła się ruszyć. Wyciągnęli ją z pomocą Straży Pożarnej - czterech strażaków jakoś podniosło paczkomat. Kicia ma zwichniętą nóżkę w stawie biodrowym, czeka ją amputacja główki kości udowej.

Nie wiem, czy kotka przetrwałaby tam chłodną noc. Myślę, że ta szybka akcja ocaliła jej życie.

Morał - trzeba szukać ZARAZ. Nie czekać, aż kot sam wróci. Nie wierzyć, że to kot i da sobie radę. Nie zawsze. Koty po upadku z balkonu leżące nieprzytomne na słońcu też były znajdowane - też długo nie przeżyłyby…

Wskazówka - rozmawiać, niech zagubiony kot słyszy znajome głosy. Może się odezwie. Kiedyś koleżance zaginęła kotka - szukała i nic, w końcu kotka ukryta w skrzynce gazowej przy bloku odezwała słysząc głos właścicielki - rozmawiającej przez telefon. Czyli - jeśli szukacie sami mówcie do siebie, do kota, po prostu mówcie.

Wielkie dzięki dla Straży Pożarnej - ocaliliście kocie życie.


Początek wczorajszego wieczora miał miejsce niemal miesiąc wcześniej - Różyczka zginęła 2024.09.16 - niesiona do lecznicy w szeleczkach wyrwała się. Było ogłoszenie na FB, były w terenie. 2024.09.24 Renata poprosiła, bym dla niej zrobiła ogłoszenie - chce pomóc. Renata często szuka kotów - i znajduje.

I wczoraj - 2024.10,09 o 19.30 Renata zadzwoniła - najpierw przygotowała grunt odpytawszy mnie z aktualnych czynności - kroiłam mięsko dla kotów, podgrzewałam sobie kolację, cieszyłam się nowonabytym minikominkiem gazowym na razie ze świeczkami. I widać uznała, że nic ważnego nie robię i można mnie wykorzystać…


Trza było jechać na działki na Retkinię - Retkinia to dla mnie od zawsze obszar nieogarnięty, mimo że czasem tam bywam. Retkińskie działki tym bardziej.

Bo na działkach wyśledzono Różyczkę - pan i pani oraz pan, który ją zobaczył i zaalarmował siedzą tam z kotkę, kotka kręci się obok nich, zagaduje, ale dotknąć się nie da. Państwo nie mają ani kontenerka ani klatki, poza tym ich wiek i kondycja nie są takie, by kotkę złapali i zapakowali.

Adres tych działek? Renata nie wie, zadzwoni osoba, która jest w bezpośrednim kontakcie z właścicielami. Jadę, najpierw po klatkę, bo nie mam w samochodzie, po drodze ustali się lokalizację. Osoba zadzwoniła, ale niewiele się dowiedziałam. Dała telefon do właścicielki - brr, starsza pani, może być trudno. Na szczęście dogadałyśmy się w miarę dokładnie. Pod samymi działkami był drobny problem, bo pani lewo-, ja oburęczna i kierunki słabo rozróżniam, ale jakoś się spotkałyśmy.

Na działach dwóch panów i pani, ja czwarta, kotka nadal kręci się i nadal zagaduje, ale nadal pod rękę podejść nie chce. Jest przysmak - łosoś, ustawiamy klatkę, kicia chętnie wyjada ścieżkę - ale zapadki nie naciska. Raz tę ścieżkę wyjada, drugi raz, trzeci… Pani ma przemoczone buty, marznie, a nie powinna.

Dobra, zostawiamy klatkę, działki zamykane, może nikt nie ukradnie, idziemy się grzać. Wrócimy za dwie godziny. Kotka za nami - w kierunku ruchliwej ulicy. Za nami, a właściwie za panem. Cóż, my idziemy, pan wraca na działkę. Znalazłyśmy miejsce z gorącą herbatą, ciepło było, filiżanki wielkie, zasiedziałyśmy się troszkę. Czekałyśmy na telefon od pana, cisza, więc wracamy na działkę. Po drodze ubieram panią w koci kocyk z samochodu, ciemno, my bez latarki, została z panem.

Ale i w ciemności widzimy, że nie ma pana, nie ma klatki, nie ma kota. Tzn kot może jest, ale go nie widać. Pan zmarzł i poszedł do domu? Niemożliwe, mówi pani, on siedziałby do rana, to jego kochana kotka.

Pani dzwoni, pan nie odbiera, jedziemy do domu rozglądając się po drodze. Pani uparcie dzwoni, pan zostawił telefon w domu, może już tam dotarł, odbierze. Cisza…

W połowie drogi pani stwierdza, że klucze do mieszkania to ona ma w ręce…

Dojeżdżamy, prawie biegiem lecimy przez parking - pod blokiem pan, kotka w klatce w samochodzie.

Zginęła 16go września - odnaleziona 9go października - dzięki panu i pani, którzy z pieskiem spacerowali po działkach i mieli otwarte oczy. I dzięki ogłoszeniom - ile ich rozwieszono nie wiem, przez te cztery tygodnie poszukiwań pewnie parę setek, zostało do rozwieszenia jeszcze ze trzysta, na szczęście już niepotrzebne.


Zdjęcia Różyczki pożyczyłam z ogłoszenia na FB - za zgodą właścicieli. Nie wiem, czy tylko ja tak mam - ale w nerwowej sytuacji wylatuje mi z głowy robienie zdjęć, czasem szkoda. Ale ja się widzi zwierzaka na sznurku przy drzewie czy kota gdzieś zaklinowanego to rzuca się wszystko i leci ratować. Albo łapać, żeby nie uciekł.

Właśnie wysłałam Państwu zdjęcia i nazwę solidnego kontenerka, na razie mają kupić w lecznicy dobrą wylewkę na kark, a z kotem do weta - po zakupie kontenerka, żadne szeleczki. Tzn mogą być, ale na kocie w kontenerku.

Wiem, że prawie nie spali w nocy, kotka domagała się głaskania, przytulania, noszenia na rękach itp. I pewnie emocje też nie dały spać.

Tak na wszelki wypadek tradycyjnie bardzo poproszę - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice , 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz