czwartek, 15 sierpnia 2024

Gandalf - czyli skąd brać koty…

 


No to jak obiecałam - Gandalf.

Telefon 2024.07.07 - dokarmiane kocisko kuleje na łapkę, zostawia paskudne ślady, bardziej się snuje niż chodzi, poleguje, nie ma apetytu. Niefajnie. Od razu zaznaczyłam, że mogę pomóc kota łapać, dam klatkę pobytową na czas leczenia, ale nic więcej, na leczenie nie mam kasy, na robienie zbiorek siły. Warunki przyjęto. Założyliśmy, że kot po wyleczeniu wróci na swoje miejsce.

Pojechałam z klatką, postałam z karmicielami kilka godzin, kot najpierw leżał na placu firmy, potem przeniósł się pod samochód, gdzie normalnie jest karmiony, do klatki nie wszedł, a potem poleżał pod bramą - ciągle klatką bardzo słabo zainteresowany. Zostawiłam klatki, karmiciele twardo zdecydowaniu łapać do skutku.



I tak dwa czy trzy dni… Dogadaliśmy się z firmą - karmią koty, mają kocie budki - zaniechali karmienia, wpuścili na teren. I nadal nic. A ślady zostawiał paskudne - krew, ropa…


Przy okazji - ze stołówki korzystają głównie okoliczne domowe koty, na szczęście pokastrowane / posterylizowane, ten upragniony - jedyny bezdomny. Domowe łapały się dość ochoczo - on - nie.

Złamałam się w końcu i zawiozłam tam klatkę zwaną mercedesem - do łapania trudnych kotów. Cenna niesłychanie, ostatnia zrobiona przez św.pamięci Pana Bronisława, forumowego Broka - stanęła na ogrodzonej i zamkniętej posesji karmicieli i 2024.07.16, po 9ciu dniach łapania kot się w końcu złapał. Kocisko ogromne, ważące 4,5kg mimo że zmarnowane strasznie…


Karmiciele od razu zawieźli go do lecznicy - martwica w tej łapie. Narkoza, czyszczenie rany, kastracja przy okazji, badanie krwi, kilka dni w lecznicy - i dalej schody. Bo u karmicieli jest klatka, ale kocur demonstruje taki charakter, że nie dadzą sobie rady - a trzeba zastrzyki dawać, łapkę psikać, smarować i zrywać to, co narasta... Jeśli się nie zacznie goić - trzeba będzie ranę opracować chirurgicznie.

W lecznicy ubrali w kołnierz dla bezpieczeństwa przypięty do szelek, nie jak zwykle do obróżki - walczyli z nim, ale to lekarze - dają radę z dzikusami. Karmiciele nie bardzo… Kota odebrałam przyśpionego, w lecznicy na propozycję zapakowania do kontenera dał takie przedstawienie, że musieli…


No i Gandalf wylądował u mnie - niestety bez możliwości powrotu na wolność. Młody nie jest, z zębów został kieł, nie da rady... W klatce nie bardzo mu się podobało, demolował co mógł. Kryta kuweta załatwiła sprawę.


Warczał straszliwie i walił zdrową łapką przy zabiegach przy łapce chorej i zastrzykach, kompletnie nie radził sobie z kołnierzem i miską… Raz kozie śmierć - zawinęłam w ręcznik, wzięłam na kolana, podetkałam miski pod dziób. Zjadł, wypił, dość spokojnie siedział. Zdjęłam duży kołnierz z szeleczkami, nałożyłam mniejszy z obróżką. Nie pomogło, nadal musiałam pomagać przy jedzeniu... Stan łapki poprawiał się, operacja zbędna, koniec antybiotyku, czekamy na szczepienie - i po szczepieniu wypuszczamy z klatki. I czekamy na wizytę karmicielki, bo jak wyjdzie z klatki - schowa się i trudno go będzie pokazać.

Więc siedzi Gandalf w klatce, warczy na mnie, czujnie trzeba wstawiać miski, bo wali łapą i wytrąca z ręki. Dziki kot. Jak się dzikiego kota owinie ręcznikiem i usiądzie na balkonie - rozgląda się ciekawie, pozwala głaskać, przy czym cały czas warczy - nie mylić z mruczeniem. Zdaniem karmicielki spasł się, futro mu wyładniało i przestał kapać z oczu.


Po wizycie karmicieli poszedł na pokoje - na razie rezyduje w kącie za kanapą. Na balkonie go też widziałam - warczał, dał się pogłaskać i szybko znikł.

W kwestii formalnej - karmiciele zgodnie z umową rachunek za leczenie uregulowali.

No to stąd są koty….

A pamiętacie - w tekście „Maraton cd” pisałam o karmicielce z Anilany? Która uważa, że kradnę jej koty? W piątek 2024.08.02 pani zakomunikowała, że mają nas nagranych na kamerze jak kradniemy kot. I rozłączyła się, Taki miły zwyczaj niektórzy mają, Po chwili znów zadzwoniła z pogróżkami - że mam się tam nie pokazywać, bo na mnie czekają. I znów rozłączyła. Nie to, że się wystraszyłam, bo jakoś nie wierze, ze na prośbę karmicielki ktoś mi spróbuje krzywdę zrobić - ale ani pomówień, ani gróźb nie lubię. Zgłosiłam na Policję - zareagowali. Może to wystarczy. Jeśli nie - będę działać dalej i Was informować. A w poniedziałek 2024.08.05 odwiozłam wyleczonego kotka z poparzoną buzią - prawie oswojony… Wielkie dzięki lekarkom za ogromne zaangażowanie w leczeniu tego biedaka - ze spalonym jakąś chemią wnętrzem buzi nie przeżyłby. Schował się na chwilę, ale zaraz wyszedł na kolację powitalną przygotowaną przez karmiciela.


Na razie na Anilanie zwanej omyłkowo Wimą kończę - wczoraj też skończyłam na działkach na Żabieńcu - dwa tygodnie łapania jednej kotki, opiszę wkrótce.

I tradycyjnie bardzo poproszę - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice , 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz