Wczoraj
- tzn we wtorek, bo nie wiem, kiedy przeczytacie, zabrałam kotkę
z lecznicy. Awaryjny tymczas zaproponowała taka jedna M - znam ją
oczywiście przez koty, wyjątkowo dobra i czujna obserwatorka, troskliwa opiekunka i tak dalej - słowem same zalety dla chorego
kota, bo tak ogólnie jakieś wady M posiada.
Na
początek koteczkę nieco wyprałyśmy,
trochę się broniła i mocno
świszczała i chrupała noskiem, jest leciusieńka, kruchutka,
nawet na buziuniu to straszne wychudzenie widać… Ale za to
przemiła, delikatna i grzeczna.
Potem
obie dostałyśmy jeść - kotka conva nie chciała, przy próbach
podawania strzykawką bardzo się broniła i krztusiła, widać te
zrosty w nosogardzieli ma potężne. Zdjęłyśmy jej na trochę
abażurek, i M spróbowała dać gurmecika z convem - znalazł
uznanie, pojadła. Znaczy sosik wylizała. No po potem rozdziabałyśmy
widelcem na paćkę, tez zjadła. Je powoli, od czasu do czasu
podnosi główkę łykając, pije podobnie - to te zrosty…
A
potem zaczęła się pucować - pilnowałyśmy, by nie lizała
zszytego brzuszka, chyba zrozumiała, bo zajęła się buzią i
łapkami.
[Bo
w nocy M wzięła sobie kołderkę, poduszeczkę, i przeszła spać
do przedpokoju do kotki. Spała z głowa na podłodze, poduszkę
zajęła Smarkatka. A dlaczego? Bo M zauważyła, że kotka podsypią
co prawda w przygotowanym dla niej koszyczku, ale bardzo lekko
czujnie. A zwinięta w kłębek na kolanach zasypia głęboko, i
nawet mniej chrupie przy oddychaniu. W pokoju spać razem nie mogły,
Tutuś - wykarmiony smoczkiem kot M, którego ja jej kiedyś
dostarczyłam, bije nie na żarty wszystkie koty zbliżające się do
ukochanej pani.
Wieczorem
dostałam smsa - „nasiusiała
do kuwety”,
rano
kolejnego - „zrobiła
rzadką kupkę po czym spała do rana ze mną na poduszce, a
właściwie to ja się nie zmieściłam”.
I
fotkę
Jest
19ta, zostałam dłużej w pracy - w domu siadł komputer - i
chciałabym już do domu.
A,
dom stały - odpowiedzialny i niewychodzący - nieustannie
bardzo pożądany. Pomoc finansowa na zapłacenie faktury też…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz