Złapałam kota!
Miałam go na oku
już jakiś czas, bo kocur jajeczny, piękny, bardzo chudy.
Przychodzi na moją działkę. Nie miałam jak się na niego
zasadzić, bo przychodził w kratkę - raz przyszedł, tydzień go
nie było, czasem nie widziałam go miesiąc. Bardzo nieufny, nie
jadł póki nie odeszłam na co najmniej 1,5 m. Przedwczoraj
zobaczyłam, że ma rany na karku... Pożyczyłam klatkę od Ewy i pojechałam. Najpierw nakarmiłam te kotki, które przychodzą pod domek, potem zaczęłam ustawiać klatkę.
Szkieletor się zniecierpliwił i podszedł, żeby zobaczyć co mnie zatrzymuje
Nałożyłam trochę saszetki i wlazł. I zamknął. I niestety, nie dał się przełożyć do transportera. Tutaj wtrącę osobiste spostrzeżenie: do tej pory samodzielnie złapałam jednego kota, też na własnej działce, była to Lalka, która teraz pozwala nam ze sobą mieszkać;-)
Oczywiście byłam zdenerwowana, ale to
pierwszy raz.
Poza tym pomagałam przy łapankach
kilka razy, najczęściej po to, żeby coś potrzymać, albo mieć
przy sobie chusteczki...
Teraz w pełni zrozumiałam co się
przeżywa gdy kot zamyka klatkę. Ogromne emocje. Wspaniałe.
No w każdym razie kot nie dał się
przełożyć i trudno.
Niedaleko otworzył się niedawno
gabinet wet. Kita, z panią doktor poznałyśmy się przy okazji
innego kota i tym razem Pani Madzia otworzyła specjalnie dla nas
wcześniej.Zaniosłam
kocura w klatce łapce. Potem nam dwukrotnie
uciekł w gabinecie...Na pewno nie jest dziki, wyszłyśmy bez najmniejszego skaleczenia.
Od razu dostał kłuja i został
zapakowany do klatki.
Na tych zdjęciach widać rany. Myślałam, że może jakiś pies go złapał.
Na tych zdjęciach widać rany. Myślałam, że może jakiś pies go złapał.
Okazuje się, że to wszystko kleszcze!
Mnóstwo. Kitek rany porobił sobie osobiście. Na razie zostanie
jeszcze w lecznicy - jeszcze raz dziękuję p. Magdalenie! To zdjęcia
od p. doktor
Szkieletor ma około trzech lat, jest
naprawdę piękny, zupełnie nie dziki, natomiast widać, że
niespecjalnie sobie radzi, inne koty na działkach wyglądają jak
pączki w maśle, a on waży tylko 3 kg! Oprócz tych ran po
kleszczach ma jeszcze świerzbowca w uszach, poza tym jest zdrowy. I
już bezjajeczny.
Może ktoś znajdzie kawałek miejsca
dla cudnego, nieufnego kocurka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz