Od
kilku, może kilkunastu dni po Placu Barlickiego lata coś czarne i
mocno kudłate, wygląda źle, jest bardzo ostrożne, przychodzi
prawie punktualnie o 22-giej, jest bardzo ostrożne. Wg informatorów
czarny jajeczny kocur.
Nowe,
źle wygląda …..
Jakoś
się wczoraj z Anią H. zebrałyśmy, wcześniej (znaczy o 21szej)
zabrałyśmy z dt małą dziką białą szylkretkę z Wapiennej, bo
jakaś niewyraźna - brak apetytu, pawiki… Złapiemy szybko to
kudłate, z oboma wskoczymy do lecznicy, może przed północą
wrócimy o domu - taki był plan. W końcu rano do pracy trzeba.
Realia
- zabieramy małe, jedziemy po łapkę, 21.30 jesteśmy na miejscu,
nastawiamy łapkę. Zdjęć nie ma, bo za ciemno. Zresztą, klatka
stoi przy budce, za publicznym podziemnym wc, widzimy z samochodu
ledwo jej kawałek. Zimno, siedzimy z włączonym silnikiem, kocyk na
kolanka, czekamy.
22.20
- kotów brak. Tzn był biały w bure łatki, mieszkający chyba w
podwórku przy Medaxie po drugiej stronie ulicy, obejrzał o klatkę,
poszedł sobie. Podobno trzymają się razem z kudłatym. Trochę się
zniechęcamy, niepunktualny ten kudłaty, mała czeka na lekarza… W
końcu dogadujemy się z kwiaciarkami (pracują całą dobę, na tym
zimnisku też), że skoczymy do lecznicy, wrócimy, jakby co -
niech przykryją klatkę i dzwonią.
Mała
ma dreszcze, raczej ze stresu niż z zimna, w samochodzie było
ciepło, ona w kontenerku wypełnionym kocykami. Ciemnozielona
biegunka, bateria zastrzyków, krem pobrana na morfologię.
zostaje na kroplówce, wracamy na posterunek.
23.00
- cisza i spokój. Tzn kocia cisza, bo kręcą się kwiaciarki,
jacyś przechodnie, w pobliżu chyba jest darmowa jadłodajnia, bo
widać ludzi z parującymi kubkami. Zaczynamy drzemać, grzanie niby
na 20stopni nastawione, ale trochę dygoczemy. Tyle że małą mamy
odebrać po 1,5-2godzinach, więc i tak trzeba czekać….
0.28
- dość tego, wracamy. Ania H. zdecydowanym krokiem idzie zabrać
łapkę, wraca prawie zapłakana - był, wchodził do klatki,
szybko szłam, spłoszyłam go!! Cóż, poczekamy jeszcze chwilę.
0.45
- ostrożniutko podjeżdżam samochodem przez chodnik bliżej
klatki - może to go nie spłoszy, jeśli go nie ma, to wracamy.
Jest, siedzi w klatce!!! Zamkniętej!!!
Dalej
standard - do samochodu, szybka fotka - tragiczne oczy, zwłaszcza
jedno, do lecznicy, odpchlenie, odrobaczenie, dwa antybiotyki w
zastrzykach + wzmocniona biodacyna do oka. Wg wstępnych oględzin
wątpliwe, czy to oczko da się ocalić .… Kotka, ok.3-4lata,
raczej niesterylizowana, absolutnie domowa, futro bardzo
sfilcowane.
W
dt powarczała na koty, gdzieś się schowała, rano wyszła, dostała
kropelki - tak wyglądało oczko
Mała
z Wapiennej - po pracy znów lecimy do weta…. A dziś wieczorem /
nocy będziemy łapać to trzecie chore… Za dużo czasu chyba ten
kociak nie ma….
Jeśli
możecie pomóc - to bardzo prosimy -
FFA
Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
Z
dopiskiem Wapienna - na małą
Albo
Serena - na kudłatą
A
następnym razem zaciskajcie kciuki o 22-giej, nie po północy !!!
To
pisałam ponad tydzień temu.
Ktoś
mi powiedział, że gdzieś na Placu Barlickiego wisi ogłoszenie o
zaginionym długowłosym szylkretowym kocie. Któregoś wieczora
pojechałam, obleciałam Plac, znalazłam ogłoszenie - syberyjka,
na pewno nie ta, ale zadzwonię, może… Jednak nie nasza, na
szczęście tamta już wróciła do domu.
W
międzyczasie mała biała szylkretka codziennie jeździła do
lecznicy, dostała chyba półtora litra kroplówek, stosowną ilość
antybiotyków, probiotyków i uodparniaczy, oraz coś, co wygląda
jak mleko, jest jakimś białkiem chyba, jest w torebkach podobnych
to torebek z krwią i kosztuje ponad 200zł za opakowanie. Tego
preparatu oczywiście niewiele - tyle, ile się daje do kroplówki.
Nie wiadomo, co konkretnie pomogło, w każdym razie - 06.02.2015
już w zasadzie normalnie je. Nie za dużo, więc jest dopychana
convalescence, ale razie wszystko wskazuje na to, że wyzdrowieje.
Biedna
i chora mruczała i przytulała się, teraz już ucieka, chowa się
pod wannę, znów próbuje gryźć - no i Lucynka zapakowała ją
do klatki - łatwiej oswoić ślicznotkę. Rudi (kot) i Fuks (pies)
pomogą, są w tym świetne.
Tego
trzeciego z Wapiennej nie udało się złapać - tzn karmicielka
wraz z Ewą Mrau złapały w ręce chorą burasię - ale
siedmiomiesięczną i oswojoną, z naciętym uszkiem, na pewno nie z
miotu „naszych”. Pewnie komuś uciekła… Na szczęście
znalazła dt. To trzecie „nasze” nie pojawia się, i tak naprawdę
nie wiemy, czy już go nie ma, czy w ogóle nie było? Karmicielka
tradycyjnie, nie za bardzo rozróżnia „swoje” koty…
W
czwartek 05.02.2015 poszłam z kudłatą szylkretką do lekarza - i
została w lecznicy na zabieg. Bo w oczku coś złego się zadziało
- coś pękło, wylało się, nie dochodziłam co, bo jakoś słabo
mi się zrobiło. Wczoraj od razu dostała zastrzyk przeciwbólowy.
Dziś
po kompleksowych zabiegach wróciła do domu tymczasowego -
usunięcie oczka, sterylka, wygolenie dredów z podwozia, remont
paszczy. Chyba czuje się lepiej - mam nadzieję, że to nie tylko
środki przeciwbólowe pooperacyjne, a ulga - to oczko musiało
strasznie boleć - nie pozwalała w ogóle dotykać twarzy. Nie
siedzi pod łóżkiem, śpi spokojnie na poduszce, przychodzi się
pogłaskać, mruczy.
Nie
lubi kotów.
Muszę
podjechać do lecznicy po fakturkę - wiem, że 250zł, na taki
zakres zabiegu jest to cena wyjątkowo specjalna - dziękujemy
lecznicy, jak zwykle.
Ile
kosztowało leczenie małej białej szylkretki - jeszcze nie wiem,
muszę do drugiej lecznicy po fakturkę.
Jeszcze
czeka ją i pozostałą trójkę kociaków (czarne siostrzyczki i
małą szylkretkę szczepienie….
Na
te maluszki z Kozin mamy do Państwa 160zł - bardzo dziękujemy.
2015-02-01
Katarzyna B. S. Syców - 50zł
2015-02-02
Katarzyna A.M. Łódź - 20zł
2015-02-02
Jan M. M. Łódź - 50zł
2015-02-02
Grażyna M. Łódź - 20zł
2015-02-07
Grażyna G. Łódź - 20zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz