czwartek, 4 lipca 2024

Gorzkie żale - czyli chyba nie warto...

 


Na FB wyświetliło mi się wspomnienie - wpis z 2017.07.03 - i coś się obudziło, bo spało - dawno nie pisałam. Dodatkowo doszły bieżące, mocno mnie poruszające zdarzenia….

No właśnie, Tadzio z Placu Wolności. Lipiec 2017.

Siedział pod maską samochodu, zadzwoniła do mojej przyjaciółki pani z cukierni, że płacze, że nie ma pomocy, że AP nie, że nikt…

Pojechałam, nastawiłam klatkę wiedząc, że nie ma za bardzo nadziei na to, że tak się złapie.

Nie pamiętam ile czasu czekałam na właściciela, pamiętam, że poprosiłam jego i  kilkoro przechodniów, by stanęli wokół maski samochodu by kociak nie prysnął, i  żeby w żadnym wypadku nie „pomagali” - przeważnie kończy się to ranami od zębów i pazurów, a kot ucieka.


Maska została delikatnie otwarta, złapałam go - szybsza te kilka lat temu byłam, ręce lepsze niż teraz - brudny, chory maluszek.

Kilka dni temu rozmawiałam z przyjaciółką żaląc się na „współpracę” z karmicielami, na to, że oni są zmęczeni zaglądaniem 2-3x dziennie do klatek stojących w ogródku, a ja jeżdżeniem z Bałut np. na Widzew po złapane koty, potem z nimi do lecznic itp. zmęczona nie jestem wcale a wcale, mój samochód chodzi na wodę i w ogóle łapanie kotów to mój zawód? powołanie? pasja życiowa?

Na co przyjaciółka - Ania, oni tak właśnie myślą. Ta osoba z cukierni powiedziała mi, że wyświadczyła nam przysługę informując o tym kociaku. Bo ludziom nie mieści się w głowie, że tyle pracy wykonuje się za darmo…

Otóż drodzy karmiciele - ci, z którymi mam do czynienia, bo są również tacy, których lubię - dzwonią po klatkę-łapkę i radą sobie sami - z zawodu jestem inżynierem, pracę mam w tymże zawodzie, a kotom pomagam nie z zawodu, nie pasji czy powołania - zwyczajnie mi ich żal.

Tyle że już jakiś czas temu owe pokłady współczucia się wyczerpały - bo ile można wytrzymać takich historii z ogródkiem? Została tam para dorosłych kotów i kociak, w sam raz na kolejne rozmnażanie, czyli moja robota nie miała żadnego sensu.

No, na razie koniec żalów - kto umie czytać ze zrozumieniem, zrozumie.

Kto nie - cóż, pewnie się już nie nauczy.

Tego żalu kotów zostało mi jeszcze tyle, że 2024.07.02 wczoraj o świcie dałam się wyrwać z łóżka komuś przez msg - ten ktoś ganiał kociaka po ruchliwym skrzyżowaniu Limanowskiego z Hipoteczną, kociak uciekł pod skrzynkę Allegro, a ktoś musiał lecieć do pracy. Wiedziałam, że bez sensu, ale pojechałam, kociaka oczywiście pod skrzynką nie było - wskoczył pod nią od strony podwórza, pewnie od razu wyprysnął na chodnik, ale ta osoba nie widziała zza szafy. Oblazłam okolicę, cisza.


Wieczorkiem 2024.07.02 nie chciałam reagować na ogłoszenie o kocie na pobliskim podwórku - nie mogę brać żadnych kotów z wielu powodów - ale dwie kochane koleżaneczki przymusiły mnie. Jakbym niejasno napisała - znów z łóżka mnie wyciągnięto, po kota, z kotem do lecznicy…


I jeszcze telefon - podblokowa kotka - sterylizowana z moim udziałem kilka lat temu - chora. Karmicielki chciały ją złapać w ręce, bo dość łagodna - uciekła, przy okazji pękł ropień pod bródką. No i kotka mało je, płacze. Dziś rano pojechałam - kot łapie się na żarcie, prawda? No to obrazek poniżej. Na szczęście można ją zamknąć w zsypie - zamknęli, przyjechałam drugi raz, sama frajda łapanie kota pod pojemnikami na śmieci… Zawiozłam do lecznicy, Rachunek? Opiekunki emerytki, kotce pewnie trzeba będzie zęby zrobić - mają się dołożyć, ale pewnie i tak w  większości ja zapłacę…


Jeszcze byłam na Teofilowie zabrać klatkę łapkę - tam bez bólu złapał się kocur i  kotka - karmiciel współpracujący to skarb - niestety są kociaki… Karmiciel je namierza i będziemy łapać. To bardzo rzadki przypadek - konkretna współpraca, jeszcze rzadszy - podziękowanie za pomoc. Miły dodatek - 200zł na koty.


Jest 2024.07.03 godz.18 - chciałam wkleić tekst i rudego odwieźć, internet szwankował, odpuściłam - i jadę rudego odwieźć.

Bo miał chipa, rano zadzwoniłam, pani prawie się popłakała, umówiłam się, że odwiozę ok.19-20, pani nalegała na bliżej 19 - na tę Retkinię. Niemal na miejscu odebrałam telefon od młodego człowieka - generalnie z pretensją, że zabrałam kota z podwórka, że on - ów człowiek - tam w nocy był, że gdyby nie moje zabieranie to kot byłby już w domu nie miałby zafundowanego przez mnie dodatkowego stresu. Kot uciekł przez niezabezpieczony balkon 2024.06.16, odwoziłam go wczoraj - 2024.07.03. Zatkało mnie - naprawdę ten osobnik uważał, że kotek to kamień i grzecznie poczeka aż on znajdzie na FB informację i podjedzie? I naprawdę uważał za stosowne zganić moje postępowanie w chwili, kiedy podjeżdżałam pod blok oddać mu kota? Widziały go co najmniej dwie osoby - te od ogłoszeń na FB, ile widziało go w ciągu dwóch tygodniu tułaczki? Kto zrobił coś oprócz rzucenia saszetki?

Oddałam kota - pan - nie ten wyżej wspomniany - wyjął go z kontenerka w pokoju z otwartym balkonem. Nie tajemnica, gdzie kot uciekł - Maratońska, małe balkoniki, nie wiem, na czym polega problem z zabezpieczeniem - bo wg pani balkonu zabezpieczyć się nie da.


Wracając zadzwoniłam do pani - nie było jej przy przekazaniu kota - we sumie trochę się trzęsłam po tym wszystkim, zrelacjonowałam rozmowę z jej synem, pani bardzo grzeczna, pytała gdzie jestem, chciała mnie dogonić i podziękować z jakimś drobiazgiem. Podziękowałam ja, nie zatrzymałam się. Przypominam - pani nalegała na tę 19tą… Dostałam - od pani - smsa z przeprosinami. Za zachowanie dorosłego syna…

Tylko… może jestem nadwrażliwa, a kontakty z karmicielami są naprawdę stresujące, kto próbował, ten wie. Widzę, że podobnie kontakty z ludźmi, którym oddaje się zagubione i poszukiwane koty. Czułam się, jakbym w pysk dostała.

Wieczorem 2024.07.03 pojechałam pod sklep Żabki, gdzie widywane są kociaki. Pani z Żabki chce pomóc, może wspólnie coś się uda. Odstałam jakieś dwie godziny, nie pokazał się żaden kot. Dziś zajrzałam na sąsiednią ogrodzoną posesję - mieszkańcy karmią, może da radę je połapać we współpracy z nimi i panią z Żabki.


A świtem pani, u której i z którą łapałam koty jesienią - wycięte zostały wszystkie - zadzwoniła, że znalazła kociaka w tragicznym stanie. Zabrałam go, nie wiem, czy przeżyje. Karmi z balkonu bloku pewna pani, która widzi podwórko i zapytana o kociaka radośnie zawiadomiła, że kotkę karmi od 3-4 miesięcy, a kociaków jest pięć. Widziała jesienne łapanki, wypytywała, interesowała się. I co?


Przypominam - to nie praca, nie pasja, nie powołanie - to zwykły, już w zasadzie wyczerpany, żal bezbronnych kotów.

I coraz większa niechęć do kontaktów z "karmicielami", którzy tak się poświęcają karmiąc, że już na pomoc w łapaniu - chociażby przez zaprzestanie karmienia na czas łapanek - jest dla nich za trudna... Niedawno pisałam o rozterkach przy oddawaniu zagubionych kotów do domów, z których zaginęły - dla dobra tych kotów. Teraz też się zastanawiam - z innych powodów…


Po tej liście gorzkich żalów trudno jest mi prosić, ale jeśli ktoś zrozumiał - to poproszę - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz