niedziela, 14 lipca 2024

Maraton

 


No co mam napisać? Że znów się dałam wkręcić? Dałam, bo kotów szkoda…

2024.07.02 i 03 opisałam w poprzednim tekście. Dalej nie jest lepiej…

Codziennie wieczorem latam do kotów Dorotki - Dorotka lata do moich podczas moich wyjazdów. 3go zawiozłam jeszcze klatki do pani, która zgarnęła chorego kociaka - kociak nie przeżył, trudno się dziwić - zaropiały tak, nie widział ściany, chciał w nią wejść, biegunka straszna… Podrzucono jej kotkę i cztery kociaki… Nie pisałam, że mam spory remont na głowie, na szczęście w nim nie mieszkam, ale część zakupów zrobić trzeba. No i popracować trzeba - zlecenia mogę robić w dowolnym czasie, ale muszę je zamknąć w terminie. Jeszcze w nocy posiedziałam se dwie godzinki przy Żabce na Zmiennej - pani zawiadomiła o pięciu kociakach. Nie przyszło nic, trzeba się dogadać z mieszkańcami sąsiedniego budynku, pewnie tam bytują.



2024.07.04 - działania remontowe, kroplóweczki maluszków u Ani. praca, spacerek na Zmienną - dopukałam się do domu, wolno mi o dowolnej porze wchodzić do ogrodu stawiać i sprawdzać klatki, wielka rzecz, bardzo dziękuję. Wcześniej pani z Żabki też się umówiła na współpracę. Nawet miała kilkoro chętnych na kociaki - niestety wszyscy się wycofali, a ona wyjeżdża na urlop - pilnie potrzebne domy tymczasowe…

Wieczorkiem telefon - złapała się ta podrzucona kotka i jeden kociak. Klatki trzy, kociaki jeszcze dwa - wylazłam z wanny, pojechałam przełożyć kotkę i kociaka do kontenerków, znów postawić trzy klatki. Chciałam zabrać, przetrzymać do rana w samochodzie, ale pani wolała wstawić do pomieszczenia u siebie. Nakryła kocykiem, rano kotki nie było… Byłam bardzo zmęczona przekładając ją i malca, więc bardzo dokładnie sprawdziłam zamknięcie kontenerka - zadziałał kocyk. Kilka dni później inna kotka powtórzyła tę sztukę - na szczęście w zamkniętym samochodzie. Ta kotka z dwoma małymi - trzeci w dt - łazi teraz pod blokiem i żebrze, jedzenie leci z balkonów… Tacy „dobrzy” karmiciele są nie do opanowania… Wieczorem leciałam do weta z staruszką pingwinką z Ossendowskiego - była u mnie od lutego, złapałam w ręce. Nie słyszała - dlatego została w mnie w domu. Dwa razy ją wyciągałam, trzeci się nie udał… Wg karmicieli miała grubo ponad 15 lat… O tej łapance nie pisałam chyba, zostały mi po niej trzy pingwinki - młoda czarna u Ani, młoda bura i staruszka czarna u mnie. Obie młode szukają domów - zachęcam, śliczne są. Kotki Dorotki wieczorem.



2024.07.05 - działania i zakupy remontowe - Castorama, Obi, Ikea. Nie cierpię zakupów, ale czasem trzeba. W tzw międzyczasie praca. Podrzuconej kotce zostawiłam jedną klatkę ze słabą nadzieją, że się coś złapie, z balkonów rzucają jedzenie. Trzy łapki zawiozłam na Zmienną. Jeż się złapał. Wieczorem znów wet, tym razem z kotem przyjaciółki, i kotki Dorotki.



2024.07.06 - zakupy remontowe… Po południu telefon ze Zmiennej - jest kociak. Jadę, w drugiej klatce kolejny, zabieram do budynku przełożyć do kontenerka, odnoszę klatki - jest trzeci. Zanoszę do Asi z Żabki. Wieczorem - lecznica i ciężka decyzja - uśpienie kota… Dzikusek, leczyłam, 1,5mca siedział w klatce, kolejne antybiotyki, inhalacje, nerki siadły… I koty Dorotki. A przed północą jeszcze Zmienna - i mamy kocią mamę.



2024.07.07 - 4 rano - zajrzeć do klatek na Zmiennej, wypuścić kolejnego jeża, 10,00 - klatki puste. Wczorajszą kotkę do lecznicy - wielkie dzięki za przyjęcie. Praca - wiem, niedziela, ale terminy. Po południu - Zmienna, puste klatki, wieczorem koty Dorotki i znów Zmienna - i znów pusto.


2024.07.08 - lecznica po leki dla maluszków Ani, do maluszków kroplówki, potem Zmienna - znów jeż. Praca - trzeba z czegoś żyć, koty utrzymać, na te rozjazdy zarobić… Autko małe, takie chciałam, żeby mnie ograniczało. Jednak zbyt pojemne - cztery klatki-łapki + siedem kontenerów mieści… Następna będzie Toyota Aigo albo Smart. Albo Ami. Albo Jiakuma. Dzień spokojny, na Zmiennej złapał się czwarty kociak, Asia z Żabki od razu zabrała. Asia ma jeszcze zdjęcie rudego malca - ale nie pokazał się nam ani razu, może ktoś zgarnął? A może „przepadł” jak tysiące takich kociąt?

Dobra Pani - z sanatorium też działa - prosi o złapanie chorej czarnej ciężarnej kotki w Wimie… Już wiem, że kotka bardzo stara i bardzo wyniszczona, zęby wszystkie do usunięcia, nie wypuścimy jej, pewnie u mnie zostanie… Wieczór - koty Dorotki.


2024.07.09 - świt, po klatki na Zmienną - bo ciągle stoją w ogrodzie nocami i w ciągu dnia wtedy, kiedy ich nie używam, w nadziei, że może ten rudy… 6 rano, Wima, złapać tę czarną. Panowie z rampy obiecują mi brawka, jeśli złapię, oni próbowali i nic. Cóż, były brawka. Kotka do lecznicy, śniadanko, praca.


Telefon - ganiamy kota uciekiniera, pomóż. Tradycyjnie - przerażony kot nie da się złapać właścicielowi, ale pomagacze pchają się i płoszą… Nerwowo odganiamy. Sypią się dobre rady - zadzwonić po pracownika fundacji, po Animal Patrol, w końcu ktoś radzi dzwonić do mnie, podobno sympatyczna i pomocna jestem - mina mu rzednie, bo przed chwilą parę ostrych słów rzuciłam. Poleciałam na Zmienną po klatkę, zanim wróciłam kot wcisnął się w jakąś dziurę i dał złapać. Kroplówka dla maluszków Ani, potem grube zakupy remontowe - kuchnia i łazienka. Kupa kasy na raz, ganianie kota - stres potężny, za dużo na raz…

Wieczór - Beskidzka - chory kot do złapania… Sterczymy tam do późna, w międzyczasie dowożą oswojoną rudą ciężarną zgarniętą spod bloku, podobno błąka się od dawna, lecznice nawet całodobowe „talonowej” kotki o tej porze nie przyjmą. Przekładam w nerwach, kontenerek puszcza, na szczęścia panna daje się złapać. Nocowała w samochodzie, na siedzeniu kierowcy, wyszła z kontenerka - wciągnęła do środka kocyk, kocyk zaczepił o uchwyty kratki, uchwyty się przekręciły - ale to rano. A wieczorem jeszcze koty Dorotki…



2024.07.10 - świtem na Zmienną, zabrać klatki - puste, Wima - dorosłe łażą, ale łapią się trzy kociaki… Lecznica - kociaki badane + odrobaczenia, ruda zostaje na sterylkę. Śniadanie, praca…. Kroplówka kociaków - i winko za wczorajszego uciekiniera. Będzie na odstresowanie. Po południu klatka do kota z chorymi uszami, potem do Joli i Sabci, do kotów Dorotki…



2024.07.11 - Gandalf, pracownicy karmią, może pomogą złapać. Potem sprawy pracowo-remontowe, wieczorem zabrać klatki z Gandalfa, zamykają bramy. Przestawiamy je do ogrodu państwa, który alarmowali. Jola - kroplówka Sabci, relaks - wino z przyjaciółmi.


2024.07.12 - pobudka - telefon, kot wypadł z okna, klatka potrzebna. Lecę na Beskidzką po klatkę, potem do centrum. Okno niezabezpieczone, pod oknem beton, wysokość duża. Kot adoptowany z fundacji, okien się nie otwiera… Złapał się koło 14tej, już po badaniach, cud, bo chyba nic mu nie jest.

Chwila odpoczynku u przyjaciół ze świetną kawą, szybkie śniadanie. Potem do Ani podkroplówkować maluszki, do biura zrobić i wysłać poprawki, w międzyczasie pan od kota z chorymi uszami odwozi łapkę. Klatki pobytowej nie weźmie, bo weterynarz - absolutnie nie polecany przez mnie - stwierdził, że kot jest za silnie zarobaczony i zaświerzbiony + biegunka, by go wykastrować. Przez klatkę dał mu zastrzyk - pewnie vetamectin - i kazał wypuścić, bo we własnym środowisku szybciej do siebie dojdzie. Za dwa tygodnie zalecił ponownie go przywieźć… Panie wecie - pojęcie o dzikich kotach niewielkie, łapkę oczywiście za dwa tygodnie dam, nawet tę wielką, ale czy się złapie? A czemu na tę biegunkę nic pan nie zalecił? Może chociaż było jakąś multiflorę czy lakcid dać?

Znów Beskidzka - niedawno dostałam ogromną klatkę, ostatnią zrobioną przez P.Broka, syn mi przywiózł, P.Brok zmarł na początku czerwca… Może w tę klatkę Gandalf się złapie… Do normalnych włażą okoliczne domowe. Potem do Joli dać kroplówkę Sabci, burzowo, zaczyna padać - Sławek złapał w ręce kota, którego klatką łapał przez miesiąc… Uj, niedobrze to świadczy o kocie. Dostałam 200zł - Sławek i jego partnerka pomagają regularnie kotom wolnożyjącym i moim, dzięki. Sabcia poczeka, zabieram kota, kot ma dreszcze, w potokach deszczu jadę do lecznicy, kochane wetki przyjmują, leje dalej, Jola, kroplówka, dom. Co to, już po 21szej?



2024.07.13 - Wima - 7-10.30, złapał się jeden kot, reszta wyraźnie niezainteresowana. Niegłodne? Ktoś tam miał zabierać karmę… Zaryzykowałam, poczekałam na karmicieli - początkowo niechętni, chyba dali się przekonać do sterylek… Zobaczę w najbliższych dniach czy przestaną karmić. Zła wiadomość - są co najmniej trzy kociaki, jednego widziałam.… Kot już w lecznicy, uciekł przy przekładaniu, złapałyśmy z wetką, trochę nas napoczął… Nie wiem, ile tam kotów, karmiciele też nie wiedzą. Pokazali jeszcze jedną swoją stołówkę, w pobliżu strzelnica, tam też ktoś karmi, zostawiłam telefon, może się odezwą. Koty jasnobure i jasnobure z białym, jeden czarnobiały stary kocur. Teraz miałam pracować, ale piszę, wygadać się trza… Jutro znów kilka godzin na łapance, pojadę na 9tą, trochę pośpię. Kciuki trzymajcie.



Kolejny tydzień podobnie…. Będę zapisywać na bieżąco, bo już się gubię. Obym tylko koty z lecznic we właściwe miejsca odstawiała…


A, jeszcze kotka i kociaki przy Piotrkowskiej…


Bardzo potrzebne domy tymczasowe - pani z Żabki wyjeżdża, coś z kociakami trzeba zrobić - są cztery.

Na tej Wimie - trzy.

Na Piotrkowskiej dwa albo trzy, nie pytałam jeszcze…


Ciąg dalszy niestety nastąpi - karmiciele nawet ci, którzy jakoś tam godzą się na sterylki - tylko się godzą, pomocy nie szukają…

I tradycyjnie bardzo poproszę - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz