napisała Bordo
Retkinia,
osiedle Botanik - wszystkie okienka okratowane, tylko młode koty
mogą przecisnąć się przez kraty, dorosłe nie mieszczą się,
dlatego mieszkają pod balkonami.
I
właśnie pod balkonami kotka o imieniu Borsuczka w połowie sierpnia
2017 urodziła 6 maleństw, 4 przeżyły. Karmicielki dziwiły się,
że 2 umarły, ale już znamy przyczynę - PCHŁY. Pchły - jak
wampiry wypily z kociaków krew….
Kilka
dni temu - koniec września - pierwszego kociaka znalazły
karmicielki, leżał jak szmatka, jedna z pań zabrała maluszka do
domu, karmiła jak umiała, strzykawką poiła mlekiem krowim. Krowie
mleko to nie pokarm dla kocich dzidziusiów, kociak miał mega
rozwolnienie. Pani powiadomiła nas o znalezisku, przyszłyśmy i
naszym oczom ukazał się biały w czarne plameczki koci szkielecik,
nadal potwornie zapchlony…. Pchły zjadały go żywcem,
rozwolnienie odwadniało… . Pani nie chciała go oddać, nie
widziała też potrzeby pójścia do weterynarza.
Udało
się ją przekonać, oddała kociaka, od razu pojechałyśmy do
weterynarza, kotek został odpchlony, a potem trafił jechał do domu
tymczasowego. Chuchają na niego i dmuchają, ogrzewają, karmią gdy
się zbudzi.
Dostał
na imię FREDDIE.
Poprosiłyśmy
karmicielkę, by złapała wszystkie maleństwa. Następnego dnia
złapała kolejne dwa kociaki - leżały bez ruchu na wersalce.
- Leżały
sobie pod balkonem i nie uciekały.... Matka nie chce się już nimi
zajmować, ja je wychowam - powiedziała karmicielka.
Ciarki
na przeszły - bez weterynarza, z pchłami i na krowim mleku….
Kociątka były tak słabe, że nie były wstanie utrzymać główek
w pionie, małe zapchlone szkieleciki. Prawie siłą odebrałyśmy je
karmicielce, zapakowałyśmy w kocyk i uciekłyśmy do lecznicy
weterynaryjnej.
Weterynarze
powiedzieli, że godziny dzieliły je od śmierci. Przede wszystkim
zostały odpchlone, bo były dosłownie żywcem zjadane przez pchły
- blade, białe noski i dziąsełka, całe ciałka w dorodnych
pchłach, pchlich jajach i pchlich odchodach.
Kotki
były bardzo wyziębione, miały zaledwie 36 i 37 stopni, dostały
podgrzane kroplówki podskórne, antybiotyki, termoforki i oczywiście
karmienie strzykawką - same nie miały siły nawet jeść, główki
wpadały do miseczek… Gdyby nie szybka reakcja i troskliwa
opieka weterynarzy - dzisiaj już by nie żyły. Bo pierwsza
diagnoza to był jęk i informacja, że najbliższe godziny będą
decydujące,.
Kilka
pierwszych dni spędziły w jednej z łódzkich lecznic, gdzie 24h na
dobę były monitorowane i dogrzewane, karmione co 4 godziny.
Kroplówki i antybiotyk nadal dostają.
Koteczki
dostały imiona - białoczarny to MAJKI, czarnobiały - SPAJKI.
Weterynarze
cały czas przestrzegali, że jest źle. Że pierwsza doba jest
decydująca. Rano żyły!!!!! Nasze nadzieje rosły.
Karmienie
wygląda różnie. Majki niby zainteresowany, ale nie wie co ma z tym
robić, choć pani doktor mówi, że on po prostu nie ma siły.
Spajki pluje.
Ciągle
pamiętałyśmy o ostatnim malcu - gdzieś razem z kocicą w
zapchlonym pudełku pod balkonem. Następnego dnia karmicielki nie
widziały go. Same poszłyśmy pod balkon poszukać ostatniego
kociaka. Przeszukałyśmy pudełka - pusto. Poszłyśmy wzdłuż
bloku pod balkonami, przez krzaki, w deszczu. Znalazłyśmy go
samiutkiego pod pustym balkonem, tylko oczka się świeciły.
Próbował uciekać, podstawiłyśmy klatkę łapkę i wszedł do
niej, bardzo płakał.
Od
razu pojechałyśmy z nim do lecznicy weterynaryjnej.
Temperatura
35 stopni. Już nie godziny dzieliły go od śmierci…. Oczywiście
skrajne zapchlenie, bledziusieńki, odwodniony, tak chudy, że nie
jesteśmy w stanie stwierdzić jest płci.
SAMA
SKÓRA I KOŚCI.
[UR
Lekarzowi
ciężko wbić igły - tak odwodniony, że nawet skórka
stwardniała.. Został odpchlony. Dostał zastrzyki, kroplówki.....
Walczymy. On / ona też walczy…
Zbieramy
na leczenie, pobyt w lecznicy i na wysokoenergetyczną, odżywczą
karmę dla 6-ciotygodniowych maluchów. Przed kotkami jeszcze długa
droga do wyzdrowienia. Jeszcze odrobaczenie, bardzo się tego boimy i
martwimy - w ich stanie to niebezpieczny zabieg.
Matkę
łapiemy na sterylizacje w najbliższych dniach. Maluchów, według
karmicielki była szóstka, ale tylko ta czwórka przeżyła.
Prosimy,
o pomoc, w opłaceniu leczenia i pobytu w lecznicy maluszków i ich
mamy po sterylizacji. Bardzo o tę pomoc prosimy….
Wszelkie
wpłaty są ważne, nawet te najmniejsze - prosimy przesyłać na
konto:
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
Fundacja
For Animals Oddział Łódź
0-384
Katowice, 11go Listopada 4
dopisek
do wpłat - na maluszki spod balkonu.
PS.
FREDDIE w domu tymczasowym - już prawie doszedł do siebie, bawi
się, rozrabia, przymila się i powoli rozgląda się za domkiem
stałym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz