napisała Ania
No właśnie, skąd? Skąd wiedzą, że zwalnia się miejsce w dt, że należy akurat w tej konkretnie chwili „wejść” w oczy?
TEN
potrzebuje pomocy tu i teraz, o NIM chcę napisać.
A
ponieważ krótko i bez dygresji nie umie, to zacznę od 2017.07.31
- zobaczyłam wtedy na FB informacją o „wypuszczonym na wolność”
rudym Oskarze. Zadzwoniłam dopytałam - i włosy stanęły mi
dęba. Jedni sąsiedzi kota dokamiają, inni chcą się go pozbyć,
dzieci pławią go w kałużach, rzucają nim - a domowa ciapa
nawet uciec nie umie… Pojechałam, zabrałam, na talony
wykastrowałam, ale przeleczenie, odpchlenie, odrobaczenie,
szczepienie, no i karma plus żwirek - już na mojej głowie.
Kot
przemiły, wyjątkowo łagodny, nieco wystraszony moim rozpanoszonymi
rezydenatami żył sobie w kąciku, ale bezpiecznie, i powolutku
szukał domu. Jakoś na początku września odwiedziła mnie rodzina
z dwójką chłopców, Oskarek się spodobał (dziwiłabym się,
gdyby było inaczej), i umówiliśmy się za tydzień - czyli w
sobotę 2017.09.16 - dom trzeba przygotować. Na wszelki wypadek do
takich umów podchodzę ostrożnie, rzadko dochodzi do ich
realizacji, ale…. Wysłałam maila z listą potrzeb pilnych -
kontener, kuweta, żwirek, jedzonko, siatka na balkon, i mniej
pilnych - nożyczki do pazurków, furminator, i zostawiłam sprawy
własnemu biegowi. Nieco się zdziwiłam, kiedy w czwartek Państwo
zdzwonili, że chcieliby kota w piątek, bo chłopcy doczekać się
nie mogą, mają już wszystko, łącznie z furminatorem (!!!), bo
chłopcy zrobili kocie zakupy z własnych skarbonek (!!!). Ucieszyłam
się, umówiliśmy na wieczór przekazanie zwierzaka. Żeby historię
Oskarka zakonzyć dodam, że chłopcy zabawki dla nowego domownika -
przezabawne myszki na wędce - zrobili własnoręcznie,. A kot, po
którym oczekiwałam wstępnego chowania się po kątach - od razu
poczuł się u siebie w domu, zwiedzał, pojadał, układał się do
czesania - ku wielkiej radości chłopców.
A
ja niebacznie w piątek na koniec pracy zerknęłam do FB - i
zobaczyłam zdjęcie rudego szkielecika, Oswojonego.
Niezainteresowanego jedzeniem. Znaczy bardzo źle.
Napisałam
do autora postu - odpowiedział od razu. Skontaktowałam go ze
znajomą kociarą ze Zgierza - podjechała we wskazane miejsce,
popytała dzieci - pokazały krzaki, gdzie kot mil budkę, kawałek
styropianu i miski.
I
po godzinie kot był w lecznicy. Spotkałyśmy się tam - byłam w
lecznicy z rudą Smarkatką, która może niektórzy jeszcze
pamiętają - jest wiecznym tymczasem u mojej koleżanki,
kotem bardzo specjalnej troski, nie nadaje się do adopcji…,
Kot
bardzo młody - 6-7mcy, kompletnie oswojony, w poczekalni w
kontenerze awanturował się trochę, na rękach przytulił się i
zasnął. Chudy potwornie, określenie „czuć wszystkie kosteczki”
to za mało… Skrajnie odwodniony. Niewykastrowany, no bo jeszcze
nie bardzo jest co ciąć.
Został
w lecznicy - 1,6kg, temperatura 35,3, biegunka, podłączony do
kroplówki, miseczka z jedzeniem pod nos, krwi nie udało się
pobrać. Przewidywane kroplówkowanie przez min.3 doby….
Sobota
rano - badanie krwi, a ponieważ w nocy trochę polizał z
miseczek, ale trudno to nazwać jedzeniem, podłączone dożywianie
pozajelitowe - Multimel. Drogie to i chyba trudno dostępne,
opakowanie ponad stówkę, ale akurat lecznica ma, to da. Jak zwykle
robią wszystko, co możliwe.
Sobota
południe - są wyniki krwi - nie mam niestety wydruku, ale
czerwone, hemoglobina i coś tam jeszcze w dolnej granicy normy,
leukocyty sześćdziesiąt parę tysięcy, mocznik 314, kreatynina
2,5, aspat 73.
Kot
dalej nie je, temperatura niska, dalej dożywianie pozajelitowe.
[URL=
Niby
każdy z tych wyników oddzielnie to nie tragedia, ale przy jego
stanie wyczerpania - podejrzewane jest wszystko.
Niedziela
- bez zmian. Uzgadniamy z lekarzem prowadzącym, że jeszcze trochę
zostanie w szpitaliku, może ruszy…
Po
dzisiejszej rozmowie - poniedziałek 2017.09.08 - kot dość
aktyny, chce wyjść ze szpitalnego boksu, ale nadal nie je, ciut
poliże, nadal biegunka, nerki pobrużdżone, mimo intensywnego
nawadniania nadal odwodniony, oczy zapadnięte, hipotermia.
Jutro
badanie krwi - te kosmiczne leukocyty i nerkowe powonny spaść po
antybiotyki i nawadnianiu.
I
dalsze decyzje. Kciuki bardzo potrzebne…
Jak
na razie - koszty to ok.500zł - szpitalik, kroplówki, badanie
krwi, ów preparat…
Więc
tradycyjnie - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals
Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 - na rudy
szkielecik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz