napisała Karolina
5:30 - Ciężko mi. Oczy mam zamknięte, ale nie muszę rozchylać sklejonych powiek, by wiedzieć, że coś na mnie siedzi. Robi się gorąco, a okolice klatki piersiowej zaczynają
niekontrolowanie
drżeć pod głośnym mruczeniem, przewiercającym się przez ciszę
niczym młot pneumatyczny. Obracam się bezczelnie na bok, zrzucając
balast gdzieś na materac, zarzucając jaśka na głowę i zaciskając
powieki. Śpij.5:30 - Ciężko mi. Oczy mam zamknięte, ale nie muszę rozchylać sklejonych powiek, by wiedzieć, że coś na mnie siedzi. Robi się gorąco, a okolice klatki piersiowej zaczynają
5:33 -
Mruczenie powraca, a nawet się nasila. Teraz można zarejestrować
je gdzieś w okolicach jaśka, a zaraz potem pod nim. Futro na
twarzy, a zaraz za nim szorstki język. Na policzku, w nosie, w
uszach. Obracam się na drugi bok. Śpij, śpij.
6:02 -
Pozorna chwila spokoju ucieka w siną dal, kiedy na teren łóżka
wdzierają się kolejni żołnierze w futerkowych pancerzach,
uzbrojeni w pazury. No właśnie, pazury. Wbijają mi się w nogę, w
plecy, w cycka. Ciężko zliczyć ile sztuk, ale szybkie łypnięcie
okiem rozwiewa moje wątpliwości - mają liczebną przewagę.
Syczę pod nosem coś do siebie i ponownie zmieniam bok, owijając
się kołdrą. Jest z 1000 stopni, ale naiwnie wierzę, że to
uchroni mnie przed kolejnymi ciosami. Śpij, śpij, śpij.
6:14 -
Kątem oka dostrzegam, jak mój facet skazuje na wygnanie wszystkie
stworzenia z naszego łóżka. Uśmiecham się na myśl, że to już
koniec, ale on jest tak zły, że chyba zaraz wygoni i mnie. Ponownie
uciekam w kołdrę. Śpij, śpij, śpij, śpij...
7:20 -
Miauk. Przeraźliwy miauk wyrywa mnie z błogiego snu, niespełnionej
obietnicy choć zdawkowego odpoczynku. Dobiega z kuchni i na początku
postanawiam go ignorować z nadzieją, że ucichnie, ale kiedy
przybiera formę niestrawną dla mych uszu, zwlekam się z łóżka i
krokiem posuwistym zmierzam w stronę kuchni. Na ślepo napełniam
miski, po drodze walcząc z pojedynczymi próbami wdarcia się na
kuchenny blat. Kiedy miski stają na podłodze, ziemia się
rozstępuje, a mnie otula cisza przerywana jedynie cichym mlaskaniem.
Wracam do łóżka, układam się wygodnie, zamykam oczy.
7:30 -
Dzwoni
budzik. Zaciskam nerwowo szczękę i zastanawiam się, czy spóźnię
się do pracy, jeśli włączę jeszcze drzemkę. Ostatecznie
decyduję się na jeszcze 5 minutek.
8:30 -
Budzi mnie nieskładny potok słów wypływający z mężczyzny,
który leży obok mnie. To chyba mój własny. Plecie coś, że
budzik, że ósma, że praca. Fuck.
Kolejne 40 minut zajmuje
mi zjedzenie owsianki, ubranie się i umalowanie. Plus-minus dziesięć
minut z tego to zdejmowanie kotów z blatu, wyciąganie ich z garnka,
pilnowanie, by nie wypiły mleka, nie zjadły owoców, wyjowanie ich
z szafy, zabieranie im majtek i innych akcesoriów. W końcu pomadka
tak fajnie roluje się po podłodze - idealna do zabawy.
Uspokajają się tuż przed
moim wyjściem, racząc mnie takim widokiem.
Wredne kociska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz