piątek, 22 lipca 2016

Letni poranek - cd.

opowiedziała Ania
No to ciąg dalszy….
Wczoraj wieczorem zaczął się 13ty… Dla mnie, bo ta w ogóle to 21.07.2016. Mam nadzieję, że dziś wieczorem się skończy, bo jutro znów planuję łapać od świtu.

Po wcześnie (ok.17tej) skończonej pracy podjechałam do lecznicy po klatki łapki, potem do drugiej lecznicy po leki dla chorego kociaka, a potem na stołówkę p.Krystyny - już na mnie czekała. Czekał też kot-filozof, tym razem bliżej, na kupie piachu. Ustawiłam klatki w dwóch miejscach, za śmietnikiem, który po przyjrzeniu się przytomniejszym okiem okazał się trafostacją, i w krzakach. My zasiadłyśmy w  samochodzie - oprócz pilnowania klatek licząc na spotkanie z wieczorną karmicielką - p.Krystyną znają się tylko z widzenia. Bo p.Krystyna nie wie, ile kotów, słabo je rozróżnia, w końcu ma swoje lata, no i karmi od niespełna miesiąca. A taka wiedza przy łapankach jest zdecydowanie potrzebna.
Teraz krótka opowiastka - z relacji p,Krystyny.
Ma dwa koty. Mniej więcej miesiąc temu przez kilka nocy z rzędu coś jej w mieszkaniu pomiaukiwało żałośnie. Ki diabeł? Oba koty śpią jak zabite, innego nie ma, sąsiedzi nie mają, miauczenie nie dochodzi z zewnątrz - coś w domu. Poskarżyła się sąsiadce. To ty nie wiesz, że to Ola Cię prosi o opieka nad jej kotami? - zdziwiła się sąsiadka, wyraźnie lepiej zorientowana w kontaktach między światami. P.Krystyna zaraz rankiem pomaszerowała karmić - miauczenie ucichło.


Siedziałyśmy, siedziałyśmy… w końcu klatkami zainteresował się jakiś pan, bardzo interesujący. Przystojny. Nie zarzucał nam, że koty łapiemy i zjadamy albo sprzedajemy na skórki / do Chińczyka (właściwe podkreślić), uwierzył, że łapiemy na sterylki, że nikt nam za to nie płaci. I bardzo się ucieszył z łapania - też te koty karmi.
Pogadaliśmy, wymieniliśmy się telefonami.
Filozof w tym czasie obejrzał klatkę przy trafostacji - nie zachwyciła go, poszedł do tej mniejszej - w krzakach. Badał ją bardzo długo i dokładnie, już nabrałam nadziei - ale nie, jednak nie. Wrócił pod trafostację, do większej łapki.


Patrzyłam nieco bezmyślnie - wieczór, dobrze po 19tej, ja od 4tej na nogach i trochę już odpadałam. Nie wierzyłam, kiedy filozof zaczął się w zamkniętej klatce kręcić w kółko. I bez sensu zaczęłam go przekładać do kontenera - bez sensu, bo druga łapka była nastawiona, żadnego kota w zasięgu wzroku, i spokojnie w łapce mogłam wieść do lecznicy. Klatka większa, nie pasująca do kontenera, trzeba ją położyć na boku, poziomo w bok odsunąć trochę właściwe drzwiczki - wtedy rozmiary mniej-więcej pasują. Tylko wtedy też mogą odsunąć się kółka na drugich drzwiczkach… I właśnie to zrobiły, ruszyły się minimalnie, a kot to wykorzystał… I mam go z głowy… Mało że ostrożny z natury, to już wie, co to klatka. Oby to był kocur….


Mocno mnie to zniechęciło do dalszego łapania, ale i tak czekałyśmy na tę wieczorną karmicielkę… Nastawiłam znów łapkę, po chwili rumor - biegnę, w klatce gołąb, klatkę atakuje biały kot - wypuściłam gołębia, załadowałam klatkę przynętą - kot czekał bliziutko. I po chwili - tzn po półgodzinie, bo najpierw standardowe ceremonie z badaniem klatki - wszedł i grzecznie zamknął.


Przekładania nie ryzykowałam - zresztą pora była już taka, że musiałam dobrze docisnąć, by zdążyć na Retkinię - do czynnej o tej porze „talonowej” lecznicy.
Zdążyłam prawie w ostatniej chwili, klatka na kota i papiery do podpisu czekały przygotowane.
A jak już byłam w lecznicy, to z pomocą Państwa z lecznicy pofociłam dwa piwniczne biedaki, złapane przez pewną panią Elżbietę na Plantowej - będziemy pomagać w szukaniu domów.

A jak już byłam na Retkini, to zajrzałam do dt Ninki zachipować braci Rosario - czyli kociaki z dachu Pasażu Róży - Pawła i Gawła.
Ninka poratowała mnie herbatką i kanapkami, bo zdecydowanie zaczynałam słabnąć, razem prowizorycznie, ale solidnie umocowałyśmy kawałek siatki balkonowej w trefnym miejscu, bo już się koty zaczęły tym miejscem interesować, pomęczyłyśmy fotografowaniem.


Miłe chwilę przerwał telefon - Ania H dobiła mnie telefoniczną informacją, że zgarnęła kolejnego kociaka z miejsca, gdzie jest pp - jeden z „wcześniejszych” kociaków jest leczony przez Przytulanki, dwa i jeden dorosły kot zniknęły, no a teraz ten…. Wygląda zdrowo, ale wiadomo, a właściwie nie wiadomo…. Przenocował w łazience Ani, dziś rano trafił do lecznicy, dostał surowicę, wieczorem zabieram go do dt - i obserwacja. I proszę o kciuki, by nic się nie rozwinęło.…
Potem jeszcze zawieźć te leki dla kociaka, i już do domu - znaczy prawie 22ga.
Chyba wolę wychodzić z pracy normalnie - o 19tej…

Dziś od rana da capo al fine - znaczy p.Bożena, karmienie przy policji, Maciuś na działkach, i ciężarna kotka w kępie jaśminu.
Klatki w chaszczach postawione, ciężarna kotka i jej braciszek pojawiły się, ale do klatki nie weszło żadne - tzn braciszek, nie musi, już wycięty, a klatki stawiamy dwie. Odczekałyśmy godzinę, spasowałyśmy. Jutro znów spróbujemy.


Potem p.Bożena poszła do domu, a ja na stołówkę p.Krystyny.
Miski nie do końca opróżnione - znaczy wieczorna karmicielka była…
Przeleciał wielki czarny - nie ma ogonka.
Nastawiałam klatki.
Przyszła p.Krystyna i zaczęła pakować żarcie do misek.
Wczoraj późnym wieczorem też nakarmiła - siedziała ze mną do 20tej, wróciła do domu, uświadomiła sobie, że nie spotkała wieczornej karmicielki, więc poszła nakarmić koty. O dzisiejszej łapance też nie pamiętała… Tyle z naszych uzgodnień.
Pamiętała natomiast, że prosiłam o telefon wieczornej karmicielki - dziś ta pani dzwoniła, będziemy rozmawiać wieczorem. Ale nie mam nadziei, że dowiem się czegoś konkretnego - np. ile jakie koty są…
Na razie koniec z łapaniem w tym miejscu - muszę złapać jakiegoś przytomniejszego karmiciela, bo pań w kwestii nie-karmienia - nie upilnuję…
Na razie do czterech wczorajszych - kocurki białoczarny i bury, koteczki srebrna i szylkretka - dokłada się tylko to białe - na razie niewiadomoco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz