Czyli
słów kilka o interwencji Animal Patrolu pod wiaduktem na ul.
Śmigłego-Rydza.
fot. Ewa
28
czerwca 2o16 r.
Joasia
zadzwoniła do Straży Miejskiej i zgłosiła miauczącego kociaka w
szparze pod wiaduktem na ul. Śmigłego-Rydza. Przyjechał Animal
Patrol i stwierdził, że:
-
takich
kotów się
nie łapie.
Z
tej interwencji, na oficjalnym funpage Animal Patrolu na facebooku
pojawiła się notatka.
Metodą
łańcuszkową, Joasia, dzwoniąc do wszystkich znanych sobie osób
zajmujących się ratowaniem kotów, dotarła do mnie. I opowiedziała
mi historię kociaka mieszkającego
w
szparze pod wiaduktem. Okazało się, że któregoś dnia, wracając
ze spaceru, usłyszała miauczenie. Przyjrzała się temu miejscu,
dojrzała małą czarną główkę I zaczęła zostawiać jedzenie
wchodząc na domową drabinkę.
Ja tego dnia nie mogłam tam pojechać.
3o
czerwca 2o16 r.
Joasia
przysłała mi zdjęcia tego miejsca zrobione telefonem.
o1
lipca 2o16 r.
Poprosiłam
Jolę Dworcową, co by zrobiła wywiad. Jola też zrobiła zdjęcia i
mi przysłała. Powiedziała, że widziała kociaka i, że może on
mieć ok. 8 tyg. Wiedziałam już, że nie będzie łatwo go załapać.
Szpara jest bardzo wąska i dość wysoko nad chodnikiem.
o2
lipca 2o16 r.
Na
kolejną wizję lokalną (nie ma to jak samemu sprawdzić i wszystko
dokładnie wymierzyć) pojechałyśmy z Olą, która obiecała mi
pomóc w transporcie. Zaczęłam myśleć jak go złapać
i wieczorem
wymyśliłam - trzeba postawić ok. 3 metrowe rusztowanie!
fot.Ola
W szparze widać świecące się ślepka kociaka.
o4
lipca 2o16 r.
Dzięki
pomocy Ani udało się załatwić rusztowanie, jego transport i pomoc
w zmontowaniu.
o5
lipca 2o16 r.
Umówiliśmy
się na późne popołudnie. Kiedy dojechałyśmy z Olą, Pan od
rusztowania
i
Oskar byli już na miejscu, a rusztowanie prawie gotowe.
Zaraz potem
dotarła Ania.
Po
niewielkich kłopotach związanych z dostosowaniem wysokości do
odległości do miejsca
w którym siedział kociak, zastosowawszy
moje magiczne sznureczki, rusztowanie stanęło. Wszystkiemu
przyglądał się czarny koci łepek wychylający się ze szpary.
fot. Ewa
Panowie umieścili na górze rusztowania klatkę zamykaną za pomocą
pociągnięcia za sznurek.
Kociak trochę się wahał,
fot. Ewa
fot. Ewa
ale po
kilkunastu minutach siedział już bezpieczny w klatce.
fot. Ania
fot. Ewa
Cała
operacja montownia podwyższenia i łapania malucha zajęła nam ok.
4 godzin.
Warto
było poświęcić ten czas, a świadomość, że malec jest już
bezpieczny, przyniosła wszystkim biorącym udział w akcji ogromną
satysfakcję.
Jeszcze
tego samego wieczoru kociak szczęśliwie wylądował w Domu
Tymczasowym u
Oli.
A
teraz moje przemyślenia dotyczące całej tej historii:
Nie
sądzę żeby tak mały kociak sam sobie dał radę. Trudno by mu
było samemu się
stamtąd
wydostać, a poza tym był za malutki i nie przygotowany do
samodzielnego życia. Należało mu więc bezwzględnie pomóc, lub
przynajmniej się postarać, a nie kwitować interwencję zdaniem:
takich
kotów się
nie łapie.
Ja
rozumiem, że Animal Patrol może nie dysponować rusztowaniem - ale
można było je załatwić i pomóc malcowi.
Ja
rozumiem, że Animal Patrol broni się przed łapaniem kotów
wolnożyjących - ale nie rozumiem jak można nie odróżnić
nieprzystosowanego do życia małego kociaka od dorosłego żyjącego
na wolności kota.
Łódź, 16 sierpnia 2o16 r.
Ewa
Mielczarek
Cóż, chłopaki i dziewczyny z AP "specjalizują" się głównie w usłuchach taksówkarskich - obierają zwierzęta "zabezpieczone" czyli złapane przez tzw cywilów. AP, macie świetne wyposażenie, kupę przeszkoleń - wykorzystajcie to. Nawet jeśli kot dziki, to może trzeba chociażby uwnolić go z pułapki, w której skazany był na śmierć głodu i pragnienia? Bo tak między nami, ile wytrzymalibyście spacerów z drabiną, by nakarmić kota? A w razie jakiegoś urlopu / wyjazdu?
OdpowiedzUsuń