Nie wiem, czy wyjazd na działeczkę to dobry pomysł. Gorąco, gorąco , a potem jeszcze bardziej gorąco. Oddychać mi się nie chce. Cywilizowany kot jestem, nowoczesny, marzy mi się klimatyzacja i temperatura stała.
Najlepsza jest wtedy, gdy miękki kocyczek przyjemnie otula ciałko, a nie gdy przyjazny pledzik parzy. Szukam namiastki chłodu, kładę się to tu to tam, ale jak nie ciśnie coś w plecy, to śmieszne stworki próbują chodzić po moim futerku. Uciekają przed słońcem jak ja. Zgody mojej na bycie dla nich parasolem lub listkiem figowym , czy dębowym m nie mają . Psy większe i mokre na dodatek, więc niech idą muszki, mrówki do nich. Szczekacze co trochę do rzeki latają i nieprzytomne ze szczęścia wracają. Jak otrząsną się, jak skropią trawę kropelkami wody to ja zmuszony jestem nowego miejsca szukać. A ciężko jest przecież postawnemu, rozgrzanemu do czerwoności kotu sprawnie i szybko uciekać przed niechcianym prysznicem. Szczerze chcę uwierzyć w wielkie szczęście płynące z ciągłego moczenia się. Próbuję, nastawiam się psychicznie, ale jak tylko kropelki wody zaczynają spadać na futerko otrząsam się z obrzydzeniem i taki niestety jest efekt moich prób polubienia tej terapii. Trudno. Tak mam. Pewnie to efekt ewolucyjny. Kocie geny uznały, że mruczkom rzeki, jeziora i wszystko co mokre nie jest potrzebne do przeżycia. Uznaję taki brak spadku po tych wszystkich błotnych i bajorkowych praprzodkach za mistrzowskie osiągnięcie, wręcz za wyspecjalizowanie miauczkowych ciałek. Przecież wszyscy ludzie, psy, kaczki biegają z radoscią do wody, no jakby w sobie mieli dużo z tych ryb co to my wszyscy z nich. Koty już przez sam fakt unikania wody są ciut dalej od przeszłości, ba może bliżej nieznanej jeszcze przyszłości. Co ja piszę, przez słońce to ja jakimś zwierzęcym Darwinem zostanę. Ale czy wypada skromnemu, dobrze wychowanemu kotu być mądrzejszym od opiekunów? Już nie raz przekonałem się, że jak ja z urzeczony wizją odnalezienia jakiegoś obiektywnego sensu szukam odpowiedzi na trudne pytania w książkach i z pasją godną naukowca wyrzucam różne tomiska z półek nie wzbudzam uznania u Halinki. Nie rozumie, że" Potop" Sienkiewicza, albo" Lesio" Chmielewskiej to nie jest lektura dla poszukiwaczy prawd odwiecznych. Wiem, wiem są to książki na raka. Przezorna osóbka wydzieliła sobie takie coś do czytania , gdyby kiedyś tam nagle zapadła na groźne schorzenia. Pojęcia nie mam jak ona wtedy w łóżku będzie leżała wśród sporej ilości twardych prostokątnych przedmiotów.
Najlepsza jest wtedy, gdy miękki kocyczek przyjemnie otula ciałko, a nie gdy przyjazny pledzik parzy. Szukam namiastki chłodu, kładę się to tu to tam, ale jak nie ciśnie coś w plecy, to śmieszne stworki próbują chodzić po moim futerku. Uciekają przed słońcem jak ja. Zgody mojej na bycie dla nich parasolem lub listkiem figowym , czy dębowym m nie mają . Psy większe i mokre na dodatek, więc niech idą muszki, mrówki do nich. Szczekacze co trochę do rzeki latają i nieprzytomne ze szczęścia wracają. Jak otrząsną się, jak skropią trawę kropelkami wody to ja zmuszony jestem nowego miejsca szukać. A ciężko jest przecież postawnemu, rozgrzanemu do czerwoności kotu sprawnie i szybko uciekać przed niechcianym prysznicem. Szczerze chcę uwierzyć w wielkie szczęście płynące z ciągłego moczenia się. Próbuję, nastawiam się psychicznie, ale jak tylko kropelki wody zaczynają spadać na futerko otrząsam się z obrzydzeniem i taki niestety jest efekt moich prób polubienia tej terapii. Trudno. Tak mam. Pewnie to efekt ewolucyjny. Kocie geny uznały, że mruczkom rzeki, jeziora i wszystko co mokre nie jest potrzebne do przeżycia. Uznaję taki brak spadku po tych wszystkich błotnych i bajorkowych praprzodkach za mistrzowskie osiągnięcie, wręcz za wyspecjalizowanie miauczkowych ciałek. Przecież wszyscy ludzie, psy, kaczki biegają z radoscią do wody, no jakby w sobie mieli dużo z tych ryb co to my wszyscy z nich. Koty już przez sam fakt unikania wody są ciut dalej od przeszłości, ba może bliżej nieznanej jeszcze przyszłości. Co ja piszę, przez słońce to ja jakimś zwierzęcym Darwinem zostanę. Ale czy wypada skromnemu, dobrze wychowanemu kotu być mądrzejszym od opiekunów? Już nie raz przekonałem się, że jak ja z urzeczony wizją odnalezienia jakiegoś obiektywnego sensu szukam odpowiedzi na trudne pytania w książkach i z pasją godną naukowca wyrzucam różne tomiska z półek nie wzbudzam uznania u Halinki. Nie rozumie, że" Potop" Sienkiewicza, albo" Lesio" Chmielewskiej to nie jest lektura dla poszukiwaczy prawd odwiecznych. Wiem, wiem są to książki na raka. Przezorna osóbka wydzieliła sobie takie coś do czytania , gdyby kiedyś tam nagle zapadła na groźne schorzenia. Pojęcia nie mam jak ona wtedy w łóżku będzie leżała wśród sporej ilości twardych prostokątnych przedmiotów.
Mamrociu uciekaj! Powraca mokra banda znad rzeki. Jeszcze dwa schodki i będziesz wysoko. Szybko.
Nie zdążyłem. Mam na futerku kilkanaście kropli wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz