Święta,
Święta i po Świętach…
W
sumie niewiele odpoczęłam, bo niby weekend o jeden dzień dłuższy,
ale obowiązki rodzinno-towarzyskie, przygotowania... No Święta po
prostu.
No
i wojowanie ze spłuczką, która zepsuła się tuż przed Świętami
- dorzuciłam niebieska kostkę, bo się wypłukała, chciałam
spuścić wodę - spuściła się i leciała dalej - tzn z sieci
do spłuczki, ze spłuczki do muszli - dzwon nie chciał się
zamknąć. Wsadziłam łapę do środka podłubać - rezultat -
zielone paznokcie na Święta, dobra ta farba z kostki… Próbowałam
coś poregulować - stary skruszały plastyk, coś się ułamało
skutecznie - nie można zamknąć dopływu wody do spłuczki.
Z
sieci leci do spłuczki, ze spłuczki do muszli, po drodze
wodomierz.… Zaworek na wężyku podłączenia jest, ale
„fachowiec”, który kiedyś zakładał spłuczkę ukręcił
uchwyt zaworu i tak zostawił. To, co z niego sterczy za małe, żeby
kombinerkami przekręcić i zamknąć wodę - albo łapki mam za
słabe.. Kluczem typu żabka nie podejdę, za mało miejsca…
Żeby
zamknąć wodę na wodomierzu muszę zdjąć płytę ze ściany za
kibelkiem, żeby ją zdjąć - muszę zdemontować rurę między
spłuczką a kibelkiem, a woda leci..
Zakręcę
na wodomierzu, nie będzie wody w reszcie urządzeń w domu. Na
Święta.
Różnych
narzędzi mam całkiem sporo, ale kluczy nasadowych niet, W końcu
znalazłam dość duży klucz szwedzki, z racji potężnych szczęk
dał się wykorzystać „nasadowo”, jakoś zamknęłam ten
cholerny zawór.
Teraz
tylko kupić nową spłuczkę i zamontować, muszę znaleźć taką,
która da się powiesić na istniejących hakach - żeby nie
wiercić w Święta.
Miało
być kotach.
Adopcje
- tuż przed Świętami - czarny Alain Lefevre. Święta spędził
pod łóżkiem, teraz mam nadzieję, że wyszedł. A przed blokiem
dwa wypasione kociska - nie zdążyłam sfocić - i kocie budki,.
Miłe, prawda?
I
Maniuś Bałucki.
Obie
adopcje zabawne trochę - Maniuś poszedł do adopcji do starszego
pana i 23letniej trikolorki na początku marca. Płakał w
nocy, pan doszedł do wniosku, że jest bardzo nieszczęśliwy i
kotek wrócił do p.Łucji, Pan cały czas martwił się o niego,
dzwonił, dopytywał, a kiedy Maniuś chyba tydzień temu trafił do
lecznicy usunąć ząbki i leczyć ropień w łapce - odwiedzał go
codziennie. I w sobotę zabrał do siebie.
Alain
Lefevre - pan rok temu wziął od nas Pako, po tygodniu zwrócił
- mieszkał wtedy z pewną panią z dzieckiem, okazało się, że
alergicznym. Teraz pan mieszka sam i już na żadne panie nie ma
ochoty, koty kocha, zawsze miał w domu. No i…
Może
skrytykujecie - ale kotom krzywda się nie stanie, w najgorszym
razie wrócą do nas, a te adopcje to dla ich szansa - Maniuś
kilkuletni i ponad roczny Alain nie są niestety super adopcyjne…
Pojechały
też kociaki z Łodzianki - rudy, dymek, ruda,
Rudy
sprytnie się schował, Patryk zjadł koleżance świąteczny sernik,
Marchewka (z działkowej trzynastki) oswajała się na kolanach
koleżanki, a Selera (z Produkcyjnej, tekst O święta naiwności)
chyba muszę zacząć ogłaszać - trudny jest, nie chce na rączki,
głaskać można tylko po główce, ale jest zawsze blisko, może
znajdzie amatora.
Wczoraj
już normalny młynek - Julianów, bardzo ciężarna kotka, jadę z
łapką, ale kotka oswojona, złapana rękami, czeka na mnie w
kontenerze. Przy okazji do lecznicy z Marchewką - na szczęście
gula na szwie sterylkowym to raczej nie przepuklina, a odczyn,
zastrzyk w gulę i w piątek kontrola.
Nie
wiem, czy ta śliczna kotka nie trafi do nas na dt - szkoda jej na
ulicę…
Na
tym Julianowie jeszcze jakieś koty, ale karmiciele mocno
niezorganizowani, nawet się nie znają. No i podobno jakiś
długowłosy w strasznym stanie - podobno wyrzucony, bo stary. Pani
od ciężarnej kotki ma zorientować się kto go karmi, spróbujemy
złapać. Szkoda mi tych długowłosych - nie radzą sobie na
wolności, wiele razy widziałam zbroję z filcu utrudniającą
ruchy, paprzące się odparzenia na skórze…
Kolejne
długowłose - jeden albo dwa - informacja zależne od stanu
ducha karmicielki - latają po Wacława, też trzeba będzie coś z
nimi zrobić….
A
propos długowłosych - dotarła informacja, że w lesie
rąbieńskim od tygodnia biega przepłoszony długowłosy kot....
Siedzi pod stosem drewna na jednym podwórku, mieszkańcy karmią go,
ale nie mogą zatrzymać, złapać się nie daje. Zawiozłam łapkę,
obiecałam kota zabrać, ja się złapie. Złapał się o 22,40, jak
z mokrą głową wychodziłam z wanny… No to pojechałam z tą
mokrą głową, zabrałam zapłakane i przemoczone niebieskookie
cudo, zahaczyłam o lecznicę, sprawdziłam chipa - nie było, dla
równowagi wetka wycięła jajeczka, a ja dredy. Miał sporo łysych
miejsc na skórze - pewnie tam, gdzie mógł wyrwał sobie te
dredy… Kochany jest, łagodny, gadający, spał w łóżku.
Jakby
co - kot ma ogłoszenie o znalezieniu, chipa nie ma, ogłoszeń, że
ktoś szuka - nie znalazłam. Komuś zginął podobny -
napisałam, już wiem, że to nie ten. Więc jak trochę doprowadzi
się do porządku - będzie szukał domu. A jeśli ktoś z Was lub
znajomych rozpozna tego kotka - proszę o kontakt.
Rasa?
Rąbieński leśny.
Gdyby
ktoś chciał pomóc w pokryciu kosztów kastracji, odrobaczenia,
szczepienia i doprowadzenia do porządku tego kotka -
poprosimy - dla leśnego - na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000
3802 0442 4040
A
jeśli jeszcze ciekawi Was moja spłuczka - to chwilę spłukiwałam
wiaderkiem, potem spłuczkę kupiłam, zamontowałam - i szlag mnie
trafił, bo nie trzymała wody, dzwon się nie zamykał i ciągle
ciekło - a ja wodomierz mam, i liczyć niestety muszę. Próbowałam
zamykać delikatnie i energicznie, walić piąchą w spłuczkę,
przełożyłam uszczelkę dzwonu - nic. Więc zmodyfikowałam -
dociążyłam kamykiem na druciku.
Niby
mogłam reklamować, ale jakoś nie wierzę, by kolejna była lepsza.
Rąbieński leśny znalazł swój dom - pojechał do pary młodych ludzi do Pabianic. Oboje wyrośli w domach z kotami - pewnie będzie tam bardzo szczęliwy.
OdpowiedzUsuńAlain to od wczoraj Kokos :-) póki co siedzi w swoim pudełku chowając się przed światem, ale zjadł kolację i śniadanie korzysta z kuwety i mam nadzieję że będzie się powoli oswajał ;-)trzymajcie kciuki!
OdpowiedzUsuń