opowiedziała Ania
Jakiś czas temu dzwoniła do mnie pani z działek z prośbą o pomoc - standardowo, najpierw kotów było kilka, potem się rozmnożyły, kilka maluszków pani z mężem udało się oswoić i wyadoptować, reszta została, rośnie i zaraz będzie ich jeszcze więcej…. A już jest ich ze dwadzieścia…. Czemu Państwo nie dzwonili, kiedy kotów było kilka? Ano, myśleli, że sobie pójdą… Nie mieli doświadczenia…
Jakiś czas temu dzwoniła do mnie pani z działek z prośbą o pomoc - standardowo, najpierw kotów było kilka, potem się rozmnożyły, kilka maluszków pani z mężem udało się oswoić i wyadoptować, reszta została, rośnie i zaraz będzie ich jeszcze więcej…. A już jest ich ze dwadzieścia…. Czemu Państwo nie dzwonili, kiedy kotów było kilka? Ano, myśleli, że sobie pójdą… Nie mieli doświadczenia…
Ponieważ
opowiadanka te piszę nie w celach wzbogacania literatury polskiej,
a w celach hmm dydaktycznych, tu też posmrodzę - koty
sobie nie pójdą, no, może wtedy, jeśli przestanie się je karmić.
Ale konia z rzędem (symbolicznego, w postaci flaszki mojej nalewki
- esencjonalna i mocna) temu, kto przejdzie obojętnie obok kocich
pyszczków czekających na posiłek - przecież wcześniej był,
dlaczego teraz nie ma? I ciekawe, czy większy kac będzie po takim
„spacerze”, czy po nalewce?
Działka
na obrzeżach Łodzi, państwo nigdy nie łapali, umówiłam, się,
jadę pokazać co i jak. Z racji rozlicznych zajęć moich i czasu
pracy państwa jedyny możliwy termin to piątek wieczór - w
sobotę mam szansę zawieźć koty do lecznic „talonowych”,
ubłagane przyjmą. Teoretycznie mogłabym łapać też w niedzielę
wieczorem, ale już widzę radość szefa, którego proszę o „koci”
urlop na poniedziałek.
Nie
bardzo wierzę w te 20 sztuk, ale dzwonię po wszystkich talonowych
lecznicach wyżebrać jakieś miejsca. Coś się udaje, razem
sześć-siedem miejsc w trzech lecznicach, czyli w sobotę znów
kocie kursy po całym mieście… Najrozsądniej byłoby ulokować w
jednej lecznicy, nie zgarniać na to stadko zarazków z kilku miejsc,
ale wtedy w płatnej, przyjęłaby tę ilość, sterylka bocznym
cięciem, nie trzeba kotki trzymać tydzień - ale jeśli nawet
nie dwadzieścia tych kotów, a kilkanaście, to też grubo ponad
1000zł, kto to udźwignie? My ostatnio nawet na szczepienia nie
mamy….
Nie
lubię łapanek jedną klatką, zwyczajnie szkoda mi czasu, wolę
„hurt” - udaje mi się zebrać cztery łapki, kontener niestety
tylko jeden - reszta „w świecie” z małą szansą na powrót.
Po
drodze jeszcze skok na Skrzypową - p.Łucja zaziębiła się tak,
że wczoraj nie miała siły tam podejść, głodne bardzo to te koty
nie są, ale chcemy je połapać, więc przyzwyczajamy do regularnego
karmienia. Podjeżdżając widzę trzy - czarny i dwa czarnobiałe,
czarny znika, na miskę czekają tyko dwa łaciatki. Bura dwukrotnie
sterylizowana (tu smrodek o nacinaniu uszka) nie pokazała się.
[url=http://naforum.
Działka
- dojeżdżamy, rozkładamy klatki, koty zainteresowane mocno,
widać, że głodne - rano dostały pół posiłku. Sporo ich -
zaczynam wierzyć w tę dwudziestkę. Piękne - wszystkie kolory -
tri, rudaski, szylkretki, buraski, srebrne, czarne. Szkoda -
a może na szczęście dla mnie - dzikie. Po chwili -
dosłownie!! - mamy pierwszego - sporego rudasa. Z kocim katarem
- zresztą słyszę, że reszta też kicha i kaszle….. Pani
dawała im unidox, ale z rozmowy wynika, że trochę mało… Nie
wszystkie koty są zasmarkane, ale przy takim stadzie niestety muszą
dostać wszystkie, dawka na stado to opakowanie unidoxu dziennie,
przez kilkanaście dni…. W PLN - setka albo więcej….
Odrobaczyć też trzeba, na szczęście fenbenat niedrogi, ale też
ze 20-30PLN..
No
więc mamy rudasa, trafia do kontenera, w nagrodę za dobry przykład
i odwagę noc spędzi w pojedynczym apartamencie, łapie się tri
kolorka.
Już
widzę, że jest szansa na spore „łupy”, będę pakowała do
klatek - po trzy sztuki w klatce. Co z nimi zrobię mając w
lecznicach miejsce dla 6-7 kotów? Nie wiem…. Ale odpuścić, jak
będą się łapać? Szkoda…. Bo do świąt wszystko w lecznicach
zapchane, niektóre proponowały mi nawet połowę kwietnia, czyli
kolejna łapanka hen-hen po świętach, te pierwsze wrócą,
naplotkują, trudno będzie potem łapać… I jak w takim
stadzie nakłonić te niewycięte do wejścia do klatki? Zresztą,
komu ja to tłumaczę, sami wiecie…
My
tu gadu-gadu, mowa o herbatce, chętnie usiadłoby się w ciepełku i
pogadało - ale koty nie pozwalają na takie przestoje - w
klatkach kolejny rudasek i białoczarne, dopychamy do tri,
potem kolejno dwie czarnule - matka i córka, przenocują w jednej
klatce.
Państwo
już zorientowali się, jak działają klatki, pomagają, nastawiają,
przynoszą coraz to bardziej kuszące przysmaki. Zadowoleni, że w
tym roku zdecydowanie zmniejszy im się „przychówek” - nic
dziwnego, z naszych sterylizatorskich doświadczeń wynika, że w
kocich stadach jakieś 2/3 albo więcej to kotki, w każdym razie
kotem zdecydowana przewaga - przypomnę chyba rekordową
Produkcyjną (tekst o naiwności) - 7 ciężarnych kotek i
jeden kocur.
Pojawia
się śliczna szylkretka ze złotą kreską na nosku, brzuszek
potężny, ciężarna, obchodzi klatkę dookoła, ostrożnie zagląda
do środka, bierze coś z brzegu, wchodzi do środka kroczek dalej -
niech się złapie, niech - jest! Trafia do czarnulek. Zdjęcia
portretowego brak. Kontenerek i dwie klatki wypchane „zdobyczą”
w samochodzie, już tylko dwie mogą łapać…..
Ale
i te dwie skuteczne - po chwili mamy srebrnobiałe i burobiałe.
Lokujemy w jednej klatce, do łapania zostaje tylko jedna….
[u
I
ta jedna nie zawodzi - mały zasmarkany rudasek spod ławki po
chwili daje się skusić…. Dosiada się na trzeciego do
poprzedniej klatki.
I
łapiemy dalej - bo jak już pisałam - grzech przestać…
Emocje ciut opadły, zimno i od jakiegoś czasu mży - już to
czujemy. Idziemy na herbatkę, klatka sama da sobie radę.
Nie
dało rady wypić spokojnie - złapał się kolejny kot. Poszedł
chwilowo do klatki nr 3 na czwartego - z opcją przesiadki do
klatki nr 4. A klatka nr 4 znów do roboty. I tak
jeszcze dwa razy - dwa koty. A herbatka stygnie….
A
potem do ostatniego kota złapanego w ostatnią klatkę - tę nr 4
- przesadziliśmy dwa przedostanie z klatki nr 3 - tak, by
siedziały po trzy. Dlaczego po trzy? Bo tak się mogą przespać w
miarę wygodnie, we cztery może byłoby trochę za ciasno. No
i muszę jakoś te klatki do lecznicy dotargać - z
czterema kotami mogłabym nie dać rady, trzy to i tak przesada na
mój kręgosłup. Cztery klatki po trzy koty plus rudas w kontenerku
w moim biednym autku… Muszą tam spędzić czas do otwarcia
lecznic.… Opatuliliśmy kocami - choć tyle. Nie mamy innej
możliwości przenocowania ich.
W
którymś momencie prawie udało mi się policzyć te koty. Zostało
co najmniej 6. Czyli ta dwudziestka to nie przesada…
Znów
smrodek dydaktyczny adresowany do karmicieli i łapaczy - koty
łapie się na jedzenie, muszą być mocno głodne. Mądre są i
ostrożne, średnio głodne do klatek nie wejdą. Ktoś powie, że
głodzenie niehumanitarne - ale przecież nie chodzi o trzy dni
głodówki, jedynie kilkanaście godzin - to żadnemu kotu nie
zaszkodzi. Zdecydowanie bardziej zaszkodzą kotce ciągle ciąże,
porody - często problemowe, karmienie, kocurowi - rany
odniesione w bojach o partnerki, kastraty będą nadal walczyć, ale
tylko o terytorium, a to walki zdecydowanie mniej zacięte i z
mniejszymi obrażeniami.
Ta
łapanka trwała ok.półtorej godziny - bo koty były głodne.
Pewnie łapałabym dalej mówiąc trudno i wpychając po cztery, a
nawet pięć kotów do klatki - to w większości
podrostki, jakoś przetrwałyby noc - gdybym miała gdzie je
zawieźć na sterylkę.. Chwała Urzędowi Miasta Łodzi za to, że
w tym roku jest siedem lecznic, nie trzy, jak wcześniej, ale
dlaczego nie wszystkie te lecznice pracują normalnie także
w weekendy? W ubiegłym roku były nieocenione Cztery Łapy,
wyjątkowo sprawne i elastyczne, więcej takich poproszę!
Przecież „łapacze” kotów to w większości ludzie pracujący,
w tygodniu nie mają szans złapać kota i dowieść go do lecznicy….
Nie mylcie „łapaczy” z karmicielami - sporo karmicieli to
osoby starsze, niesprawne, które same ani nie złapią, ani nie
zawiozą nigdzie kota - muszą korzystać z pomocy „łapaczy”.
Nie
wiem, ile kotów uda mi się jutro umieścić lecznicach „talonowych”
- umówione mam 6-7 miejsc, może zlitują się i przyjmą więcej…
I
teraz prośba - apel do Was - o pomoc finansową na te zabiegi. I
na te ostatnie jeszcze nie złapane - bo dobrze byłoby połapać
je teraz, póki trzynastka siedzi w lecznicach - potem będzie
bardzo, bardzo trudno… A taka niedokończona robota nie ma sensu…
Sobota
rano - kurs po lecznicach.
Aromatu
w samochodzie opisywać nie muszę? Kotki i kocury nie wytrzymały
całą noc ”na sucho”, na szczęście klatki stały na „tacy”
- na spodzie wielkiej klatki na króliki, tylna tapicerka ocalała.
Futrzak
na Radogoszczu - pani Aniu, a ile pani ma? 13??!! Szaleństwo…
Trzy wezmę, więcej nie dam rady, dziś sobota, jeszcze pacjenci…
No i klatek pobytowych wolnych nie mam… Może te trzy, rudy pewnie
chłopak, bury na kocura wygląda, to z białym chyba dziewczynka,
jakoś dam radę, niech pani jedzie na Limanowskiego, tam są wolne
klatki, może dr Maciek da radę zrobić..
Łapkę
chce z powrotem, więc bury i rudy dostają zastrzyk, przysypiają
wyciągamy - rudy to ruda...
Jadę
do drugiego gabinetu, dr Maciek liczy, myśli, wolne klatki ma, ale
czas… Wnoszę siedem, doktor bierze się za rudego z kontenera
(jak zwykle sprzęt chcę zabrać zaraz), skubaniec ucieka, lata po
ścianach, gonimy do wspólnie z wielkimi ręcznikami, zrzuca
szafkę, doktor łapie szafkę, ja gdzieś przyduszam kota.
Uff.
Dr Maciej
patrzy na moja piramidkę z powątpiewanie, z poczekalni już słychać
gwar czekających pacjentów, zastrzykujemy jeszcze burego pingwina,
doktor bierze się za cięcie, ja na zapleczu przekładam koty do
klatek lecznicowych, dzwoni dr Jola z Radogoszcza -
pani Aniu, może pani przywieść jeszcze ze dwa, jakoś zrobię
i pomieszczę, ktoś umówiony nie przyszedł..
Kolejne
uffff.
Wyciągam
z klatki lecznicowej tri i krówkę - bo akurat dość łagodne, a
po gonitwie za rudym mam dość wrażeń, jadę na Radogoszcz.
10
kotów ulokowanych - w dwóch gabinetach Futrzaka.
Sukces
- bo wczoraj jechałam łapać mając „zaklepanych” raptem 6-7
miejsc.
Właściciele
Futrzaka - dr Jola i dr Maciek (przepraszam, że tak
poufale, ale tyle lat się znamy) nie po raz pierwszy biorą udział
w miejskiej akcji sterylizacji, nie por raz pierwszy współpracujemy
w takiej akcji i poza nią w sterylizacji wolnożyjących - znają
specyfikę, wiedzą, że jak się koty łapią, to się trzeba łapać,
nie odpuszczać, kolejnego dnia wystraszone nie przyjdą. Wiedzą, że
trudno się umówić z takim kotem na termin - i zawsze starają
się pomóc, coś pomyśleć, elastycznie. To chyba poczucie misji
się nazywa? Bo lekarz to nie tylko zawód…
Jeszcze
trzy - z tymi jadę do Centrum dr Seida, nie mam wyjścia. Trzy
kotki - szylkretka i dwie czarnulki. Zostawiam w klatce-łapce, bo
kolejka pacjentów, a już nie mam siły czekać, chcę do domu, chcę
posprzątać.
Jeszcze
w biegu lekarka pokazałam mi rudego kota - złapała go Ania H,
prosi o zapłacenia za kastrację… Bo talonowe lecznice
już nieczynne, a do poniedziałku trzymać kota w klatce?! To tatuś
maluchów z Gruszowej - pamiętacie Rumianka, Mniszka i Szałwię?
Niedziela
- prośba z lecznicy, by odebrać te trzy kotki, robione były
bocznym cięciem, można je po południu wypuścić, po co mają się
stresować w szpitaliku.
Dzwonię
do opiekunów - bez odbioru. Tam słaby zasięg, wysyłam smsa,
może dojdzie.. I letę do pracy. Po drodze telefon przełącza mi
się na tryb lotniczy i kategorycznie odmawia powrotu na
ziemię. Więc późnym popołudniem biorę tę trójeczkę z
lecznicy i pruję na działki modląc się, by ktoś tam był.
Opiekunowie są oboje, ucieszenie powrotem panienek karmią je,
pojawiają się dwa niezłapane koty, mam łapki, nastawiamy -
śliczna delikatna koteczka chyba wchodzi, bierze kąsek, wychodzi,
zjada. Trzy razy, pięć, dziesięć…. W końcu - jest!
Państwo
zapraszają na kawę, po działce lata kot Kubrak - zostawiamy
klatki, może wejdzie. O 20tej po kawie, ciasteczkach, pogawędkach
- odjechałam, klatki zostały. W nocy nie złapało się już nic….
I
przykra wiadomość - w ciągu dnia sprzątając kocie budki
państwo znaleźli ciałko kilkuletniej trikolorki - kotka od kilku
dni miała rujkę, ganiały za nią kocury, wg opiekunów zamęczyły
ją… Nie widziałam tej kotki, w piątek w czasie łapanki nie
pokazała się, pewnie już nie żyła…
Dziś
państwo zawieźli tę wczorajszą do lecznicy - ja w pracy. Do
Centrum Dr Seidla, płatne niestety…
W
tygodniu będę sukcesywnie odbierać koty z Futrzaków - którym
jeszcze raz dziękuję - i nastawiać łapki. Może uda się
jeszcze coś złapać? Choć koty mocno przepłoszone….
Podsumowując
-
Futrzak
na Radogoszczu - ruda, bury, burobialy, tri, czarnobiała - 2
kocurki, 3 kotki - na talony miejskie,
Futrzak
na Limanowskiego - dwa rude, bury pingwin, bura, czarnobiała - 3
kocurki, 2 kotki - na talony,
Centrum
dr Seidla - cztery damy - dwie czarne, szylkretka i burobiała -
z działek, i rudas z Gruszowej - 540zł…
I
co - i tradycyjnie prośba o pomoc finansową…
Więc
gdyby ktoś mimo świątecznych wydatków znalazł jakiś wolny
pieniążek - to poprosimy - dla trzynastki - na konto FFA Łódź
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz