piątek, 17 kwietnia 2020

Lecą żurawie...


Ulica Żurawia - okolice Rynku Bałuckiego, trochę bloków, trochę starych kamienic. No to już wiecie - na stołówkę pani M. przychodzą i koty wolnożyjące, i koty wychodzące, i koty wyrzucone. Jak je odróżnić? A zgaduj zgadula. Znamy się od lat, ciągle pojawia się coś nowego, kiedyś pomagałam łapać ja - pani M. z wielkim trudem chodzi, potem długie lata pomagała p.Łucja, a teraz, kiedy wyjechała - znów ja.
Ile kotów tam złapałyśmy na sterylki / kastracje? Na pewno grupo ponad 20. Co najmniej kilkanaście z nich znalazło nowe domy. Niedaleko jest parking - tam też są koty, karmiciele z parkingu mocno oporni sterylkowo, na szczęście koty odwiedzały obie stołówki, więc jakoś się udało i kociaków od kilku lat nie ma.
Teraz pani M. codziennie karmi dwie dość stare kotki - dymną, która na pewno miała kiedyś dom, i czarnobiałą, nieco mniej ufną. Dość regularnie przychodzą dwa cosie białe w łatki - najpewniej kocury z parkingu, kastraty raczej. Bywa lis, bywa kunopodobne falujące zwierzątko, jeże. Oraz koty - coś czarne, coś jasne - może rude, i może jeszcze coś nieokreślonego koloru - w nocy i z balkonu słabo widać, a z bliska i w dzień pani M. ich nie widuje. Dokładna ilość i pleć nieznane, pojawiają się, a raczej przemykają od niedawna i bardzo nieregularnie.
Jakoś w lutym 2020 pani M. zaczęła nalegać, bym te chyba trzy nówki połapała - odganiają od jedzenia „jej” koty, no i mogą jakieś małe przyprowadzić. Wiecie, jak się łapie takich nieregularnie pojawiających się gości? No właśnie…. Ale spróbować można, w końcu nie po to są nocki, by je na sen marnować..
Najczęściej podobno pokazywał się czarny - owinięta w koce - zima taka nietypowa, ale zimno - zasiadłam w samochodzie na straży klatek. Pani M. nakarmiła swoje koty, posiłek dla nocnych gości zdeponowała w moim samochodzie - jak skończę pilnowanie klatki, posiłek zostawię. I poszła spać. Oto posiłek - buteleczki to podgrzewacze:

Powtórzyłyśmy ww przez kilka wieczorów ze skutkiem bardzo umiarkowanym - widziałam lisa, owo falujące zwierzątko, cztery koty pani M. i w sumie tyle. Bezsenność dała mi się nieco we znaki, odpuściłam, pani M. spędzająca sporo czasu - także nocą - na balkonie - miała poobserwować w jakich godzinach pożądane koty się pojawiają.
Poobserwowała - i na początku marca 2020 czając się na czarne złapałam zasmarkanego burasa. Zasmarkanego na tyle, że zanim można go było wykastrować, przeszedł dwie serie antybiotyków, po kastracji też go nieco przetrzymałam. Wypuściłam, odebrałam z lecznicy rachuneczek….

Tuż przed świętami alarm - czarne przychodzi już trzeci dzień codziennie, ma łysy tyłek!! Podchodzi bardzo blisko, może szuka pomocy? Ciemno, nie widać dlaczego łysy, ale coś trzeba zrobić. Jak trzeba to trza… Przedświąteczny sobotni wieczór spędziłam w samochodzie pod blokiem, na szczęście owocnie - czarne wabione przez panią M. zapakowało się do klatki.

Świąteczny poranek w lecznicy. Kocur może 2letni, jajeczny, raczej oswojony, na pewno nieagresywny, mocno przerażony i obolały. Narkoza, kot ogolony, czyszczenie ran. Na kocie tragicznie już nie jest, trochę ropska - pewnie wrzodziejące rany popękały, ropa wypłynęła, i teraz zaczyna się goić. A sklejone ropą futro odpadał albo sam sobie wydarł. Za to ogon…. Na tym łysym kawałku skóra odspojona, ropa, w  perspektywie martwica i amputacja ogona…. Na razie ratujemy. Czasu na kastrację nie wystarczyło - zaczął się wybudzać.

No i mam w klatce kocura w abażurku, 2x dziennie takie trzy strzykawki do żyły mu wciskam - dobrze, że w zasadzie pozwala sobie podawać. Karmić i poić też muszę ręcznie - duża strzykawa z wodą, suche groszek po groszku do paszczy, bo tępy jakiś i  jeszcze nie nauczył się jeść w kołnierzu. Mięsa nie mam, sklepy mnie przerażają, mokrego coś nie lubi, z miseczki nie chce, a  palcem do gęby mu nie wepchnę - zębów ma za dużo. Potem obrażony świeci łysym zadkiem z klatki.

Na razie z dobrych wiadomości tyle, że po kontroli - 2020.04.14 - jest szansa, że skóra do ogona się „przyklei” i ogon zostanie na miejscu.
Ze złych - jak się nie nauczy jeść, to schudnie, bo nie dam rady tygodniami do karmić z ręki, a kołnierz nosić będzie długo - dopóki choć trochę futrem nie porośnie, inaczej wyliże sobie rany na łysej skórze. Druga zła wiadomość - będzie faktura…. Nie wiem na ile, ale te dożylne antybiotyki tanie nie są, czyszczenie ran pod narkozą, no i jeszcze będzie kastracja.
A po Żurawiej lata kolejny…. Tak wynika z dzisiejszego telefonu pani M. Chyba odpadam…
Więc konto - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - koty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz