poniedziałek, 24 września 2018

Wspomaganie pamięci - cz.2


2018.09.14  -  pakuję małe czarne ze Snycerskiej, to większe zakatarzone złapane 2018.08.20 i leczone - pora ciąć i wypuścić. W aucie drugi kontenerek z  wczorajszym czarnym, lecznica - łapię kontenerki, jeden coś lekki - pusty. Może kociak w klatce w kufrze?
Sprawdzam - kufer pusty, klatki przecież zostawiłam Eli i  Sławkowi, mają dziś dalej łapać. Kociak w nocy wyszedł z kontenera, musi być gdzieś w samochodzie! Łapaliście dzikiego kota w osobówce? Rękami? Ściągam buty, obcasy przeszkadzają, spódnica do góry, wąska, zaczynam szukać. Jest pod siedzeniem, pryska na przednią szybę, miota się po samochodzie. Lekarki z okna obserwują, pewnie mają ubaw… Złapałam, tylko trochę mnie użarł. Niosę do lecznicy, uciekam, spieszę się - hej, nie zabierasz swoich kotów? Jakich kotów? No pingwinka i tri. No tak, ale skąd ja je wzięłam? Nie pamiętacie, mówiłam chyba?
Wieczorkiem na Retkinię do Vet-Medu, odebrać i wypuścić dwie czarnobiałe panny z Drewnowskiej.
2018.09.15 - pospać miałam. 6.30 telefon, Ela mi chyba pozazdrościła - ma kotkę w kontenerze, a kociaka w samochodzie luzem, uciekł przy przekładaniu z klatki do kontenera - obie przekładamy w samochodach. Przyjedź mówię, zejdę w piżamie, złapię, potem dośpię. Nie, bo jak pryśnie, to na obcym terenie, ty przyjedź. No to jadę… Złapałam, w nagrodę dostałam eleganckie śniadanko i kawkę. Koty trafiły do Futrzaka na Okoniową, Ela odbierze i wypuści.
Jeszcze surowica na Złotno - bo ktoś znalazł kocię, umieścił je w domu po panleukopenii, i tragedia, błaganie o pomoc, na leczenie nie ma pieniędzy. Ile trzeba? Centymetr? Mam końcówkę, wiozę. W niedzielę potrzeba kolejnej dawki, znów lecę, tym razem z całą fiolką. Po raz kolejny od tych samych osób dostaję za pomoc po głowie - to, że uświadamiam brak wiedzy i radzę skorzystanie z wiedzy internetowej - to chamstwo i beszczelność - pisownia oryginalna. Znam te osoby, już kiedyś dałam sobie słowo, że będę je omijać - nie dotrzymałam słowa, żal mi się zrobiło kota, mam za swoje.
2018.09.16 - właściwie nic kociego, oprócz ww kursu z surowicą. Dopiero o północy, bo dostałam zezwolenie na łapanie kotów na terenie zamkniętej i strzeżone instytucji. Na tydzień od 17go, więc żeby nie tracić czasu stawiam klatki od razu - zabieram je z Uniejowskiej. Ostatnim rzutem, tuż przez północą i zabraniem klatek złapał się czarny kocur z Uniejowskiej - mamy komplet. Klatki w instytucji, kocur w samochodzie do rana.
2018.09.17  -  klatki zabrać na dzień, ruch za duży, w nocy będą stać, kocura do lecznicy Podaj Łapę, zabrać dwa czarne podrostki chłopaki - z Uniejowskiej i ze Snycerskiej, wypuścić - nie pomylić!!! Kocura Ela odbierze i wypuści. Na noc ustawić klatki w instytucji.
2018.09.18 - zabrać klatki, niestety znów puste, odebrać ze schroniska kotkę z naszym chipem - wyadoptowana w marcu, telefon ani mail nie odpowiada. Wracam z  pracy, jakoś po drodze wchodzi mi w ręce oswojony rudy kocur - nie wygląda na posiadającego dom, brudnawy, nieco chudy i pogryziony. Skóra na wierzchu kota w  drobne „łuski” - grzyb? Jadę na Złotno po czarne panny z Uniejowskiej, więc kocur tam chwilę zostanie. Jeszcze klatki na noc do instytucji.
[
W domu na FB dobra wiadomość od p.Rafała - Dusia złapana, już w domu. Dobro wraca, czasem bardzo szybko.
2018.09.19 - zabrać klatki, znów puste, dzwoni pani łapiąca gdzieś tam koty, złapało się malutkie trikolorowe 20cm może ma, ratunku, nikt nie chce pomóc, pani nie może, błaga, prawie płacze… Dobrze, gdzieś upchnę, proszę zaszczepić, za kilka dni wezmę. Zaszczepi, nie ma gdzie przetrzymać. Dobrze, proszę zostawić w lecznicy blisko mnie. Niebacznie zaglądam, gdzie nie trzeba, włazi mi w ręce małe rude oswojone i zasmarkane…..

W lecznicy okazuje się, że ma też zapalenie jelitek. Wieczorem z nabytkiem zasmarkańcem do lecznicy, odbieram 4,5 m-czną szylkretkę, sam ogonek ponad 20cm. Dzika, lata po ścianach. Dzwonię do pani, kotka po szczepieniu, więc przetrzymam 10 dni, wysterylizuję i wypuszczę. Pani mi kategorycznie zabrania! Zdaniem pani kotka ma 20 cm i jest maleńka! Pani opisze mnie na FB! Skargę do ministerstwa wyśle! Cóż, miękkie serce wymusza twardość w  innym miejscu. Tyle że ta twardość z czasem przenosi się na serce. Znajomość rozpoczęta szantażem emocjonalnym i kłamstwem, zakończona groźbami… Bo zakończona. Jeszcze wieczorem klatki na noc do instytucji.
2018.09.20 - zabrać klatki, puste, może p.Bożena pomyliła się? 80 lat ma swoje prawa… Nic, zezwolenie mam na tydzień, wykorzystam. A na razie „wolne” popołudnie, z pracy wychodzę o 16tej, do weta z zasmarkanym domownikiem, a potem na Marysińską - kotka w ciąży, prosiła zaprzyjaźniona Przytulanka. Koty są, klatki stawiamy, pożądana ciężarna łapie się jak na zamówienie, kręcą się dwa podrostki, lecę po samochód, bo zaparkowany daleko, wg wskazań karmicielki. Wracam - kotka miotała się w klatce, karmicielka chciała ją przenieść, złapała za nie za uchwyt, a za element blokujący podnoszone drzwiczki…. Poczekałam jeszcze trochę, złapały się oba podrostki, zostawiłam karmicielkę z klatkami, podrostki na Złotno - czynne do 21szej. Wróciłam, zabrałam klatki do instytucji. Nastrój - Rów Jawajski - jak nie okłamią i nie postraszą, to „pomogą”…

2018.09.21 - zabrać puste klatki, zawieźć na Marysińską, może ta ciężarna złapie się drugi raz… Dobra wiadomość - pamiętacie podwórkową kotkę z niewładną łapką - z Żeromskiego? Tę, której nie złapał Animal Patrol - bo „takich kotów się nie łapie” - tu pisałam - http://domowepiwniczne.blogspot.com/2018/07/znow-animal-patrol.html. Niespodziewanie dostałam zdjęcia i wiadomości - łapka złamana nie była, za to poważny uraz neurologiczny. Kotka jest w domu państwa, którzy pomagali w łapaniu i zajęli się leczeniem. Nie daje się głaskać, ale podchodzi blisko i  zdecydowanie lepiej się czuje - niedowład łapki bardzo powoli się cofa. Oto ona - w dniu złapania i dziś - fotki dostałam od jej opiekunów.

Podzwoniłam po instytucji, już mniej więcej wiem, kto karmi, kto kupuje karmę. I że kotów od dawna nie widzieli - może rzadziej bywają w lecie? Trzeba to było zrobić wcześniej, ale uwierzyłam p,.Bożenie, że oprócz niej nikt nie karmi. Zostawiam telefon, proszę o info, gdyby się znów pokazały. Widać p.Bożena coś pomyliła. Ale w kwestii podrostków spod trafostacji miała rację.
Telefon - złapała się wczorajsza uciekinierka ciężarna. Info dla opiekunów „niełapalnych” kotów - po króciutkiej głodówce robią się „łapalne”. Zawiozłam do Amicusa, proszę panią o odbiór, to niedaleko - pani nie ma czym, bo nie ma samochodu… Ojciec kociej rodziny wg karmicielki gdzieś łazi w okolicy, pod pobliskim blokiem jest stado kotów, gdzieś niedaleko kolejne… Poprosiłam o  zrobienie rozeznania, złapanie kontaktów do karmicieli - będę coś widziała, spróbuję pociąć. Zbierać tych info zwyczajnie nie mam kiedy. Zaczniemy kiedyś widzieć więcej, niż czubek swojego nosa? Coś poza swoim podwórkiem?

Czyli mam już część planów na kolejny tydzień - we wtorek z dwóch lecznic - Łagiewnicka i Złotno - zabrać koty z Marysińskiej.
Jeszcze wieczorem z klatkami do instytucji, tak na wszelki wypadek, niech postoją. Kontrolnie pod trafostację - siedziało coś białoczarnego, pewnie któryś z podrostków. Micha świeżo wyjedzona. Może w przyszłym tygodniu wracając z  pracy zajadę, michę zabiorę, rano podjadę z klatką po trzeciego?
2018.09.22 - zabrać puste klatki z instytucji, chwilę posiedzieć z nimi pod trafostacją - bez rezultatu. Dzwoni p.Mirka, że na Żurawiej kolejny chory kot, ale niecodziennie przychodzi. Dzwoni p.Stanisława, że zepsuł się styropianowy tunel - wejście przesz okienko piwniczne, zrobiłam kiedyś taki, bo straszne przeciągi to otwarte okienko wywoływało, i protesty lokatorów.
Czyli w kolejnym tygodniu to okienko, może podrostek spod trafostacji, może ten chory….

I to by było na tyle.
Tak poza tym jestem prawie normalna - pracuję - etat + praca dodatkowa, prowadzę jakieś życie rodzinne i towarzyskie. Czasem odmawiam pomocy, bo nie mam możliwości, czasem siły, a czasem zwyczajnie mi się nie chce - bo mam akurat kilka godzin tylko dla siebie.
Głupio po takim oświadczeniu przypominać Wam o koncie fundacyjnym - ale przypomnę. Sterylki i kastracje staramy się robić w ramach programu miejskiego, leczyć też - ale leczenie w tym programie jest bardzo okrojone, nie zawsze wystarcza na nasze „przypadki”. Na pewno nie obejmuje odpchlenia, odrobaczenie i szczepień znajd, które trzeba zabrać z ulicy do domu - z pchłami? Grzyba też nie… No i nie zawsze jestem w stanie napisać do Was z prośbą o pomoc - czasem brak czasu na pisanie, czasem brak czasu na zbieranie pieniędzy, bo pomoc musi być natychmiast. Dlatego bardzo jestem Wam wdzięczna za każdą wpłatę, na każdego kota, i na koty ogólnie - dzięki temu można działać szybko, jak w przypadku kota powypadkowego, o którym nie pisałam - nie było kiedy. Kot niestety nie przeżył, ale mogliśmy próbować.
Więc dziękuję.
I przypomnę to konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 - Fundacja For Animals Oddział Łódź 0-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz