wtorek, 22 maja 2018

Pech czy przeznaczenie?


napisała Ania
Zaczęło się bardzo dawno temu - ale prehistorii Wam oszczędzę. Ten tekst mogę zacząć od tekstu prawie dokładnie sprzed miesiąca - o planowaniu. Króciutko przypomnę - w ciągu trzech dni musiałam pomóc dwóch kocim rodzinkom - obie rodzinki to kotka + 5 maluszków, za dużych do uśpienia, za małych, by zabrać bez matek. Jedna rodzinka z Łodzi z oswojoną kotką, druga - od Justyny z Bełchatowa, z  kotką mocno dziką - maluszki na zdjęciu wyżej.
Dzięki łańcuszkowi ludzi dobrej woli udało się je uratować, różnymi drogami wszystkie w rezultacie trafiły do Kotylionowych dt - za co serdecznie dziękuję, moje możliwości po prostu się już dawno skończyły…
Wczoraj - w poniedziałek 2018.05.21 - miałam odwieźć do Bełchatowa wysterylizowaną dziką-dziką matkę. Mogłam kilka dni wcześniej, ale wynikły kłopoty organizacyjne, no i dopiero ten poniedziałek… W uzgodnieniu oczywiście z lecznicą.
W niedzielę zadzwoniła do mnie Dorotka - też kociara. Miała bardzo zły dzień, potrzebowała pogadać. Pogadałyśmy. Gdyby w poniedziałek też miała zły humor - pojedzie ze mną na wycieczkę do Bełchatowa - po drodze też można pogadać.
Plan jak zwykle nieco szalony - z pracy do domu, dwa koty do weta - jeden na kontrolę, drugi zostaje na płukanie zatok, odbieram wieczorem. Tego po  kontroli do domu, po Dorotkę, do centrum zawieźć ogłoszenia o zaginionym kocie do rozwieszania, na Retkinię po bełchatowską kotkę, pół drogi do Bełchatowa - tam się spotykamy z Justyną, powrót, odbiór kota zatokowego i jeszcze Jula, bo Małgosi zabrakło sznurka, a tworzy drapak. Ciasno trochę, ale przywykłam chyba….
Do momentu przekazania ogłoszeń szło zgodnie z planem, ale głodna byłam, więc nieco zła i roztargniona, rozglądałam się za czymś na ząb i dopiero przy wylocie na Pabianice zorientowałam się, że zapomniałam podjechać do lecznicy po kotkę... Zawróciłyśmy, na szczęście nie było kolejki, tylko Dr Joanna, która popatrzyła na mnie z dużym niesmakiem. No tak, dzika kotka i pięć kociąt, trochę ją rozumiałam… Zaczęłam przepraszać, tłumaczyć, że chciałam kotkę odebrać wcześniej, ale okoliczności niezależne, że uzgodniłam to z dr Anią… Nie powiedziała nic, wróciła do gabinetu…. Uj, cienko, zawsze była dla mnie miła, coś się stało, nabroiłam i nie wiem? Ktoś plotek narobił i trzeba będzie odkręcać?
Wróciła - w rękach tekturowe pudełko, w pudełku dwa płaczące kociaki… Za duże do uśpienia, za małe na samodzielność… Jakieś 2-2,5tygodnia…


Ufff…
Ów doktorski niesmak nie mnie dotyczył, tylko szczęścia z powodu wejścia w posiadanie owych maluszków wymagających karmienia smoczkiem co kilka godzin przez najbliższe 2-3 tygodnie. Kociaki ktoś znalazł i przyniósł do lecznicy… Teoretycznie można AP i do schroniska, ale tam nie przetrwają - nawet jeśliby ktoś karmił, złapią pierwszą infekcję i po kociakach.
Do lecznicy weszły Madzia i Wiola, zadumalyśmy się nad doktorowym problemem. Madzia i Wiola mają problem z trzustkowym kotem, łapią na działkach i nie tylko, pracują po 10 godzin dziennie, protest rodzin - nie wezmą.
Ja - na pewno nie wezmę. Problemów za dużo, by tu wyliczać.
Dorotka - chwilowo ma więcej czasu, zajmie sobie głowę kociakami, to zmartwienie pójdą trochę na bok, zresztą kociaki lubi i sporo wykarmiła, ma doświadczenie. Jest tylko jeden problem - przywiązuje się za bardzo i trudno jej potem wyadoptować, a zostawić sobie przecież nie może.
Dorotka, weźmiesz? Pod warunkiem, że oddasz bez płaczu. Pani Dr, jak zaczną jeść same, wracają do Pani - zgadza się Pani?
Szczęśliwie się złożyło, że 10czerwca Dorotka wyjeżdża. A p.Dr za bardzo innego wyjścia nie ma,… Więc umowa zawarta.
Jak to ogarnąć, w ciągu najbliższych godzin? Bo do Bełchatowa muszę, Justyna pewnie już na tę połowę drogi jedzie, zresztą potem wraca na wieś, 100km dalej, wiec trzeba dziś. Kota zatokowego odebrać muszę. Dr Asia zamyka o 19tej - nie zdążymy w drodze powrotnej. Klatki na maluszki Dorotka nie ma, trzeba zorganizować. Wiola ma, podrzuci do lecznicy w Tesco, zabierzemy razem z  zatokowym.

Na razie pakujemy kotkę - żeby znów o niej nie zapomnieć. Ma co najmniej 8lat, ząbków zero, malutka, chudziutka, całe życie rodziła 2-3 mioty rocznie. Właściwie nic z nich nie przetrwało…

Trudno, maluszki w pudle jadą z nami w podróż.
Dostałyśmy napoczętą puszkę convalescence, Dr Joanna próbowała je tym nakarmić, strzykawki do karmienia, kupiłyśmy puszkę kocięcego mixolu i jedziemy.
Ja nadal głodna, coraz bardziej i coraz bardziej zdenerwowana.
Maluszki też chyba głodne i coraz głośniejsze.
No to ja jeszcze bardziej zdenerwowana.
Dorotka jakoś nakarmiła, próbowała ululać i uciszyć, nie do końca się udało, ale po KFC w Pabianicach zaczęłam mniej nerwowo reagować.

Dojechałyśmy się i wyszło, że prawdziwą nerwówkę przeżyła Justyna - czekała, dzwoniła wtedy, gdy byłyśmy w lecznicy, a telefon leżał sobie w samochodzie. Na ogół dojeżdżam punktualnie, tu - nie ma mnie, nie odzywam się. Nic, tylko kotka uciekła… Jak na sobie da radę….
Zdążyłam dojechać, zanim zawału dostała. Przekazania kotki, szybko, bo program dalszy czeka, i biegiem do Łodzi.
Wiola z Magda były w lecznicy Na Złotnie, tam zostawiły klatkę, w sumie prawie pro drodze miałam… GPS doprowadził skrótem, potem biegiem po zatokowego, sznurek też zdążyłam kupić.
Tylko do domu już zdechłą dotarłam, za dużo nerwów i emocji..
Zdjęcia? Takie udało się zrobić telefonem w jadącym samochodzie. Pewnie Dorotka na spokojnie pstryknie lepsze + jak doczyści maluszki. Parka - chłopiec nieco większy i  ciemniejszy. Być może będą nieco puchate.
Jeśli ktoś jest zainteresowany adopcją około 10go czerwca - prosimy o kontakt.
Jeśli ktoś chce pomóc w karmieniu, a potem odrabaczaniu i szczepieniu - tradycyjnie  - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 – kociaki Dorotki (środki niewykorzystane przeznaczymy na pomoc innym kotom).
I niech mi ktoś powie, żeby nie wierzyć w pecha albo czy przeznaczenie - gdybym zabrała kotkę kilka dni wcześniej, gdyby Dorotka nie miała doła…
Annuszka już kupiła olej słonecznikowy, i nie dość, że kupiła, ale już go nawet rozlała”
A Madzia i Wiola? Wieczorem znalazły 3m-czną domową szylkretkę… Do adopcji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz