poniedziałek, 5 czerwca 2017

Technicznie.

Zdarzenia nabierają znaczenia w zależności od akcji, które je poprzedziły. Odkryłem to wczoraj. Jak to kot lubię dbać o wygląd i elegancję. Żadnych brudnych kłaczków światu nie pokazuję, pazurki systematycznie ostrzę i łapki mam zadbane jak dama jaka.
Aby sobie uatrakcyjnić niektóre higieniczne zabiegi wykonuję je w różnych miejscach i pozycjach. Ostatnio pazurki ścieram na widoczkach pracowicie przez Halinkę umieszczanych na ścianach. Mam dwa w jednym. Poprawiam nie tylko urodę , ale i dbam o właściwą figurę. Aby dotrzeć do rameczki muszę mocno rozciągnąć całe ciało. Wzmacniam, więc tkankę mięśniową i chyba likwiduję zbędny tłuszczyk. Tak mniemam. Niestety wysportowany mruczek siłę ma i rameczki często lądują na podłodze. Ach, ta grawitacja! Rameczki umieszczane są ponownie na ścianie i sprawy nie ma. Może trzeba je mocniej mocować i nie będzie wypadków. Ot, luźna uwaga.  Parę dni temu zepsuł się komputer. Zerwał współpracę z Halinką tajemniczo o tym fakcie informując istniejącym na ekranie ciągiem cyfr i liter. Niby opiekunka czytać potrafi, ale tej abrakadabry odczytać nie potrafiła. Wezwano mądrego pana od internetowych chorób i ten od razu rozszyfrował przekaz  czarownej maszyny. Zastosował leczenie i  znów można było działać na ulubionym urządzeniu. Szczęście krótko trwało. Następnego dnia ów cud techniki  nawet nie wysyłał magicznych komunikatów. Nic nie działało.
- Co ja teraz powiem temu panu co tak pięknie zreperował cacuszko? Jaką głupotę wymyśliłam, żeby błędy wprowadzić w techniczny organizm. - myślała kobieta.
Jej mądry mąż, mniej ulegający urokowi internetowej magii pomyślał i posprawdzał umocowania kabelków dostarczających prąd. Okazało się, że żaden nie tkwił we właściwym miejscu. Jak sobie stosowałem opisane wyżej dwa w jednym, zrzuciłem obrazeczki i one uderzyły w owe sznureczki życiodajne. Nie pierwszy raz tak zrobiłem, ale po raz pierwszy widziałem bladą twarz Halinki w związku z tym wydarzeniem. A twarda baba jest. Przecież jak dawno temu obudziła się ciemną nocą cichą i ujrzała prawie nadprzyrodzone zjawisko to powieka jej nie drgnęła, ręka nie zadrżała przy usuwaniu  kochanego zwierza z niebezpiecznego miejsca.  Mnie ciągnie do osiągnięć myśli ludzkiej i próbuję na swój koci sposób odkryć możliwości nowoczesnych urządzeń. Polatałem łapkami po drukarce, tu przycisnąłem mocniej, tam słabiej i zadziałało. Drukarka zaczęła wyrzucać z siebie białe papiery.  Szumiała, podświetlając tkwiącą na niej w charakterze posągu kocią postać. Oczy miałem jak spodki. Za nic nie mogłem zrozumieć dlaczego wszystko białe jest, a jak ludzie ponaciskają kwadraciki to kolorowość wychodzi. Po czym dotarło do mnie, że owa drukarka jak jej materiału zabraknie do wyrzucania z siebie , może mnie dopaść i na podłodze umieścić. Starałem się wtopić w rzeczywistość, zamienić się w kamień, poetycko mówiąc. Kombinowałem, że głaz odporny jest na wszelkie zmiany od milionów lat to mam szansę nie być ani chwili w czeluściach drukarki. Zajmę się bezpieczniejszymi dla miauczków atrakcjami. Muchę pogonię, popatrzę na ptaszki, zdrzemnę się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz