O
syjamowatym kocie pojawiającym się w przyblokowym ogródku przy
Urzędniczej i w ruinach starego browaru przy Sędziowskiej wiedziałam
co najmniej wczesnej wiosny 2011 - od Patryka i Eweliny,
którzy adoptowali von Kafla. Kot pojawiał się nieregularnie,
wyglądał nieźle, może czyjś wychodzący? Chętnie zjadał
zrzucane z balkonów albo podane na miseczce pożywienie, może
łakomy? Próbowałyśmy go łapać z mamą Patryka, ale ona
stawiała na kota wychodzącego i nie chciała komuś kraść, ja,
jak zwykle w biegu…
W
sierpniu ściągałyśmy kociaki z dachu ruiny przy Sędziowskiej
wraz z państwem P. dokarmiającym te kociaki. Akcję obserwowała
kolejna karmicielka, p.L. - pochwaliła się dokarmianiem
syjama, ale pomóc w łapaniu kategorycznie nie chciała - to jedna
z moich „ulubionych” wyjątkowo opornych karmicielek. Tzn zgadza
się na sterylki i kastracje, ale żeby pomóc łapać, nie nakarmić
kotów przed łapanką albo zawiadomić o nowym - o nie, ona nie
jest od tego.
Wtedy
ponownie próbowałyśmy z mamą Patryka - klatka stała w ogródku
kilka dni, bez rezultatu.
No
i w poprzedni weekend 2011.12.11 zadzwoniła znów mama Patryka -
kot od jakiegoś czasu siedzi tylko w ogródku, miauczy, płacze,
całe dnie z zadartą głową czeka, aż ktoś zrzuci coś do
jedzenia, śpi na balkonie pustego mieszkania na parterze w jakimś
pudle…. Może spróbować? Zimno, ile tak wytrzyma? Szkoda kota…
Spróbowałyśmy.
Złapał się po wieczorem, po kilku godzinach czekania. Piękny,
łagodny, trochę brudny. Płaczący, ale wyraźnie zadowolony, że
ktoś się w końcu nim zajmie. W domu zamknęłam go na chwilę w
łazience z kuwetę i kolacją, potem wypuściłam - schował się
w szafie.
Wykastrowany - i to zdecydowało, że zaczęłam grzebać w notatkach, bo jakaś informacja o zagubionym w tej okolicy syjamowatym kocie gdzie mi w oko wpadła. Znalazłam - zginął z bloku na rogu Zgierskiej i Pojezierskiej w środku października 2010!!! Rok i dwa miesiące….
Bitwa
z myślami. Tułał się rok i dwa miesiące… Dokładnie w tym
rejonie, gdzie zginął. Szukali go jakoś na pewno - inaczej nie
miałabym ich telefonu. Szukali czy tylko dali gdzieś ogłoszenie,
na które przypadkiem trafiłam? Dzwonić? Oddać? Oddam - a jeśli
znów skoczy z balkonu i nie będzie miał tyle szczęścia? Nie
oddawać? Mieć kolejnego kota w przekoconym mieszkaniu? Piękny,
niby adopcyjny, ale kilkuletni, niebieska bryłkowata szylkretka
Magda też piękna, ale dla zainteresowanych adopcją „za stara”
- bo 4-5letnia.
Zadzwoniłam,
poza zasięgiem. Wysłałam sms-a z pytaniem. Nie, kot się nie
znalazł. To telefon pani, jest za granicą. Za chwilę kontaktuje
się ze mną pan - wygląd kota się zgadza, charakterystyczna
kropka na nosku, inne szczegóły. Kastracja też. Poprosiłam o
zdjęcia na maila - on, bez żadnych wątpliwości. Mają jeszcze
kilkuletnią kotkę, tego zabrali chorego z ulicy (potem się
okazał że wiem skąd, wiem od kogo - znamy się z ta panią ).
Planowali zabezpieczyć balkon na wiosnę, feralnego dnia w październiku było w domu jakieś zamieszanie, goście, ktoś otworzył balkon, kot prysnął… Szukali przez dwa miesiące - dotarli do kilku karmicieli, ale z drugiej strony wielkich bloków-łamańców. Rozwieszali ogłoszenia, byli w schronisku, pytanie w lecznicach nie przyszło im do głowy - koty wożą do lecznicy w innym rejonie miasta. Oczywiście bardzo chcą, by kot do nich wrócił, czy można przyjść do mnie zobaczyć go, upewnić się, że to on? Czy go oddam?
Planowali zabezpieczyć balkon na wiosnę, feralnego dnia w październiku było w domu jakieś zamieszanie, goście, ktoś otworzył balkon, kot prysnął… Szukali przez dwa miesiące - dotarli do kilku karmicieli, ale z drugiej strony wielkich bloków-łamańców. Rozwieszali ogłoszenia, byli w schronisku, pytanie w lecznicach nie przyszło im do głowy - koty wożą do lecznicy w innym rejonie miasta. Oczywiście bardzo chcą, by kot do nich wrócił, czy można przyjść do mnie zobaczyć go, upewnić się, że to on? Czy go oddam?
Można
- ale stawiam twarde warunki. Oddam po zabezpieczeniu balkonu, nie
wcześniej. Bo wie pan, takiego pięknego kota bez trudu wyadoptuję,
chipa nie ma, więc …. Trochę mam obawy, czy oglądać kota nie
wpadnie do mnie dwóch silnych facetów i nie porwą syjama, ale gość
w telefonie brzmi sympatycznie... Jest po kilku minutach. Z
darami dla moich kotów - dziękuję :D. Syjam ma na imię Muffin.
Wyciągam go z szafy, wieje pod kanapkę. Pan wpełza po tę kanapkę,
woła Muffin, Muffinek, kot odpowiada, powoli wychodzi i zaczyna się
przytulać, strzelać baranki, mruczeć, i gadać, gadać - poznał
opiekuna po tak długim czasie.
Z
Muffinem na rękach pan ogląda mój osiatkowany balkon, wypytuje o
materiały. I już leci zamawiać siatkę :D. Bo część
stelażu zamontowana, naprawdę planowali zabezpieczyć ten balkon.
Przez kolejne dni mam bieżące informacje o postępie prac, dostaję
nawet maile od kuriera - siatka już jedzie. Wszystkie z prośbą,
bym jeszcze chwilę poczekała z szukaniem kotu nowego domu :D.
Muffin
w tym czasie twardo siedzi w mojej szafie, nie życzy sobie kontaktu
z kotami, posiłki ma podawane do szafy, wychodzi do kuwety, od czasu
do czasu woła mnie do łazienki - tam w wannie wyciąga się,
wywija, mruczy i daje głaskać. I czasem tam śpi.
I
piątek wieczorem - 2011.12.16 - kot wrócił do siebie. Prawie
dokładnie po roku i dwóch miesiącach od zaginięcia. Za parę dni
go odwiedzę - i zapamiętam tę historię na długo, bo takie
rzadko się zdarzają. Ogłoszenia krótko „wiszą” i w
necie, i w realu, gdyby nie te stare notatki - nie wróciłby do
swojego domu.
Miał
naprawdę wielkie szczęście. Przetrwał poprzednią zimę -
musiał mieć lepsze schronienie, niż to ostatnie w pudle na
balkonie. Uniknął psów, samochodów, chorób, głodu, trutek…
ansk by opowiedziała o Szaraku, bo się ludzie pytają o niego.
OdpowiedzUsuń