czwartek, 16 maja 2019

Z miasta Łodzi kot pochodzi


opowiedziała Ninka
Pamiętacie listopadową akcję łapania trikolorki mojej mamy - kotki, która postanowiła przedłużyć sobie urlop o parę miesięcy? Powiadomieni zostali wtedy wszyscy mieszkańcy wsi, że Kinia zaginęła i jej szukamy.
W trakcie którejś tam rozmowy dalszy sąsiad spytał mamy, czy nie zabralibyśmy jego dwóch kotek już na zawsze, żeby im znaleźć nowy dom, bo on jest już stary (ponad 90 lat) i samotny i martwi się, co z nimi będzie po jego śmierci. Powiedziałam o tym Ani - stwierdziła, że pomyśli.
Nadszedł maj, mama postanowiła pojechać z wujem na tydzień na wieś (tym razem już bez kotów). Poprosiłam Anię o transport - daleko, komunikacja żadna, bagaży kupa. I wtedy Anka przypomniała sobie o kotach. Bo skoro i tak trzeba jechać, to je zabierzemy, tylko żeby były gdzieś zamknięte - czasu na łapanie nie będzie. Mama zadzwoniła do sąsiadki, sąsiadka miała te informacje przekazać starszemu panu - on telefonu nie ma.

Pojechaliśmy, dojechaliśmy, kontenerki w dłoń i idziemy, pytamy sąsiada krzycząc bo on już głuchy czy koty złapane? No złapane wczoraj i wypuszczone, bo miałyście przyjechać wczoraj (piątek??). Nie wiem, kto pomieszał dzień przyjazdu ale Ankę krew zalała. Próbowałam tłumaczyć że wiejska myśl jest inna (chociaż może niekoniecznie, słyszę, co przechodzi z naszymi karmicielami) ale Anka osiągnęła max wkurzenia więc się zamknęłam.
Zgarnęła klatkę łapkę z auta i poszła ustawić na podwórku. Jak kot się złapie starszy pan ma jej nie ruszać, tylko dać znać i wtedy po kotkę pójdziemy. Po jakimś czasie sąsiad przyszedł ze starszą tri, oswojona tri na rękach i wypytywał o klatkę.

Starsza do kontenera, czekamy na młodszą - kręci się koło klatki, pilnujemy sąsiada, by nie „pomagał’. W końcu jest, złapała się. Przepakowałyśmy ją do kontenera - dzicz straszna.
Koty złapane więc wkurzenie odpuściło i Anka wróciła do normalności :).
Sąsiad przyszedł i przyniósł jedzenie dla kotów, które mu zostało, patrzę - psi baton, staruszek specjalnie do sklepu jeździł kawał drogi na rowerze po jedzenie dla kotek... Dbał o nie jak umiał…

Pytając co dalej będzie z kotami mówi, że to są któreś pra-pra-pra potomkinie trzykolorowej kotki, którą moja mama lata temu przywiozła z Łodzi dla babci. Po śmierci moich dziadków kotka przeniosła się do starszego pana i jego jeszcze wtedy żyjącej żony. Długo u nich była, zostawiła potomstwo - u sąsiadów też są dwie są trzykolorowe, starą sąsiadka chętnie odda, młodą sobie zostawi.
Starszy pan powiedział, że one obie kotne są - trochę nas zamurowało, chociaż w zasadzie to norma…. Potem jeszcze zapewnienie, że kotki znajdą fajne domy.
i powrót do Łodzi - bo jeszcze do lecznicy trzeba jechać, a późno się robi.
Podjechałyśmy do lecznicy, starsza kotka ok, dała się zbadać, doktor po temperaturze mówi, że może zaraz rodzić będzie - jest weekend, więc sterylka dopiero poniedziałek, pytanie czy nie urodzi? Nie wiemy, ryzykować nie chcemy. Trzeba też młodszą zbadać, ja się odsuwam, za cienka jestem w pacyfikacji dzikich kotów, i niestety mała dała długą i lata po lecznicy. Ania z lekarką za nią, ja drzwi trzymałam. Udało się ją złapać, ale o badaniu nie ma mowy.
Trzeba szukać natychmiastowej sterylki…. Zapakowałyśmy się z dziewczynami do auta i dzwonimy do zaprzyjaźnionej lecznicy, która wiele razy nam pomogła. Doktor odebrała, mówi, że już skończyła pracę i idzie do domu, ale po przedstawieniu sytuacji pyta, za ile będziemy? 10 minut, ok przyjeżdżajcie. Bardzo, bardzo dziękujemy Pani doktor za czas i miłość do zwierząt. Dziewczyny poszły na stół i niestety faktycznie obie były w ciąży. Młodsza w nieco mniej zaawansowanej. Dodatkowo młodsza ma fatalny stan zębów i trzeba będzie coś z tym zrobić. Anka po zabiegu ulokowała je w  domu tymczasowym, aby wreszcie odetchnęły po takich przygodach.
Tak więc któreś pra dzieci kotki z Łodzi wróciły do miasta.
Czyli mamy kolejne dwie trikolorki do adopcji - jedną około czteroletnią miłą, może iść d nowego domu zaraz, druga roczna - hmmm. Ząbki, oswajanie…

I mamy rachunek z lecznicy… - na dwie sterylki i trzy kastracje - plus oczywiście odpchlanie, odrobaczanie - kastracje to Anczyne dwa kocury z Duńskiej (patrz „Nie lubię szukać kotów”), i jeden prawie brytyjczyk - pewnie Anka o nim napisze.

No poprosimy o wpłaty na te kociska - zaszczepić je trzeba - konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4.


1 komentarz: